(…) Kobiecej odpowiedzi na Tota mea można się także doszukiwać w wydanym przez to samo wydawnictwo Korzeniu werbeny Teresy Rudowicz. Jeden z wierszy rozpoczyna ona linijką teraz moja kolej naciągnąć płótno na blejtram (dalej następuje deklaracja, dość osobliwa z technicznego punktu widzenia, że na tym płótnie wykonany zostanie kolaż). Co więcej, otwierający tomik cykl Godziny charakteryzuje się tym, że wszystkie wiesze rozpoczęte zostają cytatami z Żulińskiego właśnie. Opowiadają one historię miłosną, której bohaterami są Faust i Małgorzata (gdy się spotkają, w jednej chwili on oszuka starość/ ona – grawitację). Ta historia ma przynosić inspirację (brak – poeto – tu idzie o brak/ z niego rodzą się słowa/ on wyznacza rytm długość wersu/ tęsknotę), choć niekoniecznie bezwarunkowe szczęście.
Teresa Rudowicz ma w sobie coś z kolekcjonerki. Po Godzinach pojawiają się jeszcze Miesiące (wśród nich skażony literówką paŻdziernik) oraz Kamienie (wśród nich, nie wiedzieć czemu, organiczna Perła). Drugi cykl zasadniczo powtarza tematykę pierwszego – znów mamy Fausta i Małgorzatę i miłość – trzeci wprowadza dodatkowo motywy żydowskie (nazwij mnie Chawą-sklepikarką ze Złotej/ lub Esterą-fryzjerką z Próżnej). Wprowadza on też jedną efektowną semantyczną katastrofę: nie muszę (…) mamrotać zaklęć sypać do ogniska/ ziół wielorakich i kręgów z kamieni. Nie wiem, doprawdy nie wiem, jak do ogniska kręgi z kamieni sypać, dlatego kończę.