To nie jest recenzja. Chcę jedynie odnotować okoliczności, w jakich dotarły do mnie „Błędne ognie” Teresy. Chcę je opisać, bo zgodnie z odwiecznym przekonaniem „nic dwa razy się nie zdarza”, a szansa, że zobaczymy nasz Sąd Ostateczny wydaje się teraz większa niż wygrana w totka. Chcę odnotować, bo zbieg okoliczności wydaje się logiczny, znaczący i wiążący.
Interesuję się poezją współczesną trochę z przekory. Nic na jej temat nie wiem. Nie koduję żadnych nazwisk, nie gromadzę wiedzy na ten temat, nie układam myśli w lirykę. Moje ucho nie zna prawideł porządkujących wersy, więc być może nie zna ograniczeń.
Mimo tego obrastam w tomiki. Mają stać na półce pod ręką i za głową. Nawet jeśli jestem bezradna. Wobec słowa. Słyszę jednak różnicę między porównaniami budowanymi przez trzydziestolatka a dźwiękosłowem filozofa świadomego swojego rzemiosła.
Szukam. Szukam pomocy. Szukam pomocy instynktownie.
Na spotkanie z Maliszewskim i Strumykiem (imiona nie są potrzebne) poszłam z tego samego powodu. Bez powodu. Było coś zachęcającego w tytule: „Wolność pisania, wolność czytania”. Coś z mojego szukania. „Błędne ognie” miałam odebrać kilka dni wcześniej, ale dopiero w tamtej godzinie się udało.
Wróciłam, nie licząc tomiku Teresy, z oksymoronem Strumyka „delikatny gnojek” i wrażeniem, że pruderia pożarła rozmowę istotną. Siedzieli obok siebie, za gardą własnych książek, pod obstrzałem nie bardzo licznej publiczności; niby swobodni w tej sztucznej sytuacji. Maliszewski klasyczny nerwus i Strumyk światoburca. Obaj zachęcali, żeby pisać, nawet jeśli wbrew. To piszę.
Kilka miesięcy wcześniej – nie pamiętam – Teresa czytała wiersz, który zapowiadał kolejny zbiór. „Sankt Petersburg”? O złączonych biegach Newy i Prosny, nagrobku córek gubernatora i zapalanych świeczkach. Pomyślałam – Wschód. Otwieram tomik: Teodozja, Moskwa, Tartu, Żytomierz, Moskwa, Duszanbe, Perm… Ktoś na pewno narysuje tę mapę pamięci Europy i Azji z seledynową taflą Morza Śródziemnego pośrodku. Ktoś inny zapyta: „A Pani tam była?”. Na wschodzie Bóg założył Eden, a ludzie najstarszą cywilizację. Na wschodzie leży Damaszek.
Czytam gdzie indziej, że „uchodźcy i migranci zmieniają Europę”, czytam, żeby się odnaleźć. Choć i tak przestałam sypiać, a w kółko powtarzane pytania nie przynoszą odpowiedzi.
Pamiętam, że wszystkie procesy, którym teraz świadkujemy, nie są nadzwyczajnymi zjawiskami. Zdarzają się nieco rzadziej niż sierpniowe deszcze spadających gwiazd, zaćmienia słońca i krwawe księżyce, ale historia już zna ten wzór.
Świat się zmienia, a przekształceniom – od dawna przewidywanym – towarzyszy wyjątkowa erupcja nienawiści. Codziennie wyglądam za okno i nie opuszcza mnie myśl, że patrzę już na wspomnienie.
Strumyk mówi, że nie dowierza słowu. Dlatego pisze. Teresa pisze, przetwarzając mity, literaturę, podróże; krąży po rubieżach cywilizacji. Zachowuje.
O 3. 39 przychodzi sms: „Księżyc znika. Zaczyna się zaćmienie”.
/Ania Tabaka/
X 2015