ODNALEŹĆ DAWNE „JA”
Jaka jest poezja Teresy Rudowicz i kim jest ona sama? Na to pytanie można odpowiedzieć, sięgając po jej nowy tomik pt. Podobno jest tak rzeka. Spektrum znaczeniowe w zbiorze poetyckim jest niezwykle szerokie. Poetka penetruje literackie światy wszerz i wzdłuż, sięga w przestrzenie, w których kwitnie wyobraźnia, wdziera się w światy rozkładu i rozpadu, ale także tka mocne nici porozumienia z realnością. Tam, gdzie napotyka na świat zdegradowany, tam też odnaleźć można prawdę. Ale w którym dokładnie miejscu przebiega linia unicestwienia i zatracenia podmiotu lirycznego a w którym jesteśmy w stanie mówić o jego kreacji i formowaniu? Przyjrzyjmy się poszczególnym etapom literackiej wędrówki Rudowicz, by odszukać choć fragmentaryczne desygnaty tej podróży.
Odgałęzienia poetyckiej rzeki
Tomik poetycki Teresy Rudowicz jest typową wędrówką tożsamościową. Bohaterka utworów poszukuje zaginionej, uwikłanej w przeciwności, zacienionej i osłoniętej przeszkodami drogi personalnej. Wypatruje jej wszędzie. Centrum prywatnego wszechświata wyodrębnia się w postaci rzeki, strumienia przepływającego przez sam środek duszy podmiotu lirycznego. Podmiot wierszy T. Rudowicz nieustannie podąża w górę rzeki. Czym jest jednak ta rzeka? Czy jest to rzeka efemeryczna, ulotna czy też stała? Ile posiada dopływów, w którym miejscu przebiega linia nurtu, co stanowi jej koryto a co jest już jej brzegiem? Tylko czytelnik podążający krok w krok za Rudowicz może uzyskać taką wiedzę. Tym bardziej, że Styks i Leta prezentowane są w literackiej przestrzeni niejednokrotnie.
Rzeka poetycka artystki to rwący i niespokojny strumień upływający wraz z mijającym czasem. Od czego się jednak zaczyna poetycka historia osoby nakreślona ręką Rudowicz? Źródło wypływające z wnętrza ciała rozgałęzia się na mniejsze nurty. Zbiór poetycki jest właściwie połączonym umiejętnie „systemem rzecznym”. Tam właśnie pojedyncze strumyki desygnują różnorodne emocje. Właściwą toń wodną współtworzą wiersze nawiązujące do różnych okresów życia. Są to niewielkie odgałęzienia, które „i tak spłyną się w jedno”. Nurt tożsamościowy współtworzony jest przez trzy charakterystyczne odcinki biegu rzeki: górny, środkowy i dolny.
Ale jest to rzeka szczególna, bowiem nie ma tu podziału na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Tomik Rudowicz postrzegamy jako wizję świata skalonego dawnymi zdarzeniami. Jest to jednak świat jednolity, świat, w którym zostały zupełnie zatarte granice egzystencji czasowej. Tworzenie odrębnego bytu następuje więc w chwili obecnej, w wiecznym teraz. Moc kreacyjna słowa, którym operuje niezwykle delikatnie niczym skalpelem Rudowicz, posiada także potęgę tworzenia nowego świata i siebie. O początku takiego tworzenia mówi Rudowicz, „Od imienia się zaczniesz, normalnie i wspak (…) zagadka dla siebie samej”.
Tożsamość odszukana to punkt docelowy wędrówki artystki. Poetka wraca poprzez znane motywy kulturowe do znaczenia podstawowych pojęć, do sensów, które zostały utracone bądź na jakiś czas odroczone. Tradycję tę jednak modyfikuje osoba „ulepiona z gliny na wzór i podobieństwo/ swoje”.
Rudowicz tworzy nową kosmogonię, wariant nowego świata oraz człowieka podobnego „do mojej Hagar,/ rzeźbię ją/ z piasku, śliny i żebra”. Kreacja samej siebie, rzekomej niewolnicy odbywa się jakby ukradkiem. Bohaterka tomiku ukrywa się za jakimś cieniem, pragnie stać się dla świata niewidoczna.
Gender a tożsamość
„Zabawa w życie” Rudowicz odbywa się na paru poziomach. Pierwszy wariant to własna tożsamość, drugi to stopień kultury. Autorka dokonuje syntezy tych składników, tworząc tekst wielowymiarowy. Historia snuta jest tam, „gdzie krzyżują się rzeki”. Woda płynie w przestworzach. Nie dziwi nas więc fakt, że mała dziewczynka z pierwszych wierszy podaje czasem rękę dorosłej już osobie, wyciąga dłoń na powitanie również do postaci imitującej starość, osoby obmywającej się w „stojącej wodzie”, by za chwilę skryć się za swoim światem.
Bohaterka utworów wielokrotnie podkreśla też swoją seksualność. Próbuje ją początkowo otoczyć tajemnicą („mam sześć lat, mokre prześcieradło,/ za chwilę wujek nauczy mnie znikać” czy „niech ktoś wyciągnie nitkę, jedną cholerną nitkę/ i pajacyk więcej nie rozłoży nóg.”). Pragnie także zamknąć siebie w dwóch postaciach sobowtórowych („ja i tamta druga, niewidzialna”). Bohaterka jest nieustannie dotykana. Interpretacja z punktu widzenia teorii gender otwiera nam tu nowe możliwości objaśnienia tekstu. Otóż, czytając kilka pierwszych wierszy Rudowicz, odnosimy wrażenie, że autorka opisuje odczucia podmiotu lirycznego „zgwałconego” przez kogoś lub coś, osaczonego przez świat, potraktowanego brutalnie. Co więcej, podmiotem lirycznym jest mała dziewczynka, która zmuszona zostaje do przejścia swojej pierwszej inicjacji, stąd w tekście określenia „popęka do pierwszej krwi” czy „pajacyk więcej nie rozłoży nóg”. Wyciągnięcie jednej nitki może spowodować, że w osobie dorosłej kobiety obudzi się tamta mała dziewczynka i wykrzyczy wszystkie uczynione jej krzywdy.
Na ten problem relacja człowieka i świata można spojrzeć jednak zupełnie inaczej. Bohaterce przypisuje się tu marionetkowy charakter. To ona czuje się pajacykiem do zabawy. Postać małej dziewczynki budują: niepozorna sukienka, kołnierzyk, podkolanówki i kokardy. Ta sama osoba o wiele już później „maluje paznokcie,/ wkłada czerwone szpilki”. Autokrytyka bohaterki wiersza zbiega się w jednej myśli, „nie jestem kobietą – krzyczałam – jestem/ szmacianą lalką uszytą z resztek/ spójrz pękam w szwach. Ktoś mnie wyrzucił nie chciał”. Na postaci lirycznej ciąży piętno niedoskonałości oraz niewystarczalności emocjonalnej względem świata. To tak jakby stała się ona zużytą formą bez treści, cieniem rzeczy, nawet nie samą rzeczą. Jak zatem ma się czuć sponiewierana przez życie osoba? Jaką sylwetkę ma przybrać kobieta wyczerpana walką o swoją godność?
Świat Rudowicz bywa niebezpieczny. Przeczucie wszędzie czyhającego zła przenika niektóre z jej wierszy. Niepokój potęgowany jest przez „wypluwanie zębów”, które ulegają przekształceniu w robaki i „teraz są w brzuchu, jedzą od środka.”. Wyjedzenie od środka ciała jest także symbolicznym pozbawieniem duszy. Mówi Rudowicz, „możesz/ wypchać mnie czym zechcesz/ albo zostawić pustą jak bęben”. Kukła postaci wykreowanej przez Rudowicz to stworzona przez kulturę destrukcyjna wizja człowieka. Zniszczona przez świat osoba ma jednak jedną szansę na bycie sobą. Bohaterka ratuje się z opresji zniewolenia poprzez oddalenie się od siebie. Na czym to jednak polega? „Światło nie spływa, światło się sączy”, takimi słowami zaczyna poetka jeden ze swoich wierszy. Proces konstytuowania własnej tożsamości odbywa się więc powolnie i leniwie. Drugie „ja” ma szansę krystalizacji, ma okazję na wypowiedzenie siebie. Właśnie w nim zbiegają się wszystkie niewypowiedziane słowa, stare urazy i przewidywania. Nowa tożsamość nadana chwilowo jest szansą na lepsze życie.
Rozdwojenie postaci przebiega niepostrzeżenie. Cały czas postrzegamy tę samą osobę, utworzoną przez kulturowe zaplecze, kobietę, gotową realizować nie swoje własne potrzeby, ale pragnienia zdominowanego przez patriarchalizm świata. Ma ona zatem funkcjonować pod dyktat kultury. W jaki sposób próbuje uciec z tego świata Teresa Rudowicz, a może Aneta Kolańczyk? W wierszu „kompozycja 68/28” podmiot liryczny mówi o „ubraniu się w tożsamość”, dokonaniu podmiany osobowości, przeszczepieniu cech T. Rudowicz bohaterce lirycznej utworów. Zatem pseudonim artystyczny zastosowany przez autorkę tekstu jest wielokrotnym zbiornikiem znaczeniowym, w którym doszukać się możemy dwupoziomowego rozumienia postaci. Liczne teorie autobiograficzne, m.in. teoria Lejeune’a, wskazują na to, że prymarnym odnośnikiem tożsamościowym jest imię i nazwisko autora książki pojawiające się na okładce.
Już w tym momencie próbuje prowadzić z nami grę autobiograficzną autorka. Czy jednak pakt autobiograficzny zostaje podpisany na samym początku? To fikcyjna Teresa Rudowicz wydaje książkę, czyli właściwie pisana jest ona jej ręką. Do tego opisuje artystka właśnie swój świat, odnaleziony świat Teresy, wydobytą przestrzeń stłumioną niegdyś przez pamięć.
Druga forma gry autobiograficznej pojawia się z chwilą zadedykowania jednego z wierszy samej T. Rudowicz. Czytelnik wyczuwa nieprzystawalność relacji między Teresą wydającą książkę i Teresą z wiersza. Z czego bierze się ta nakreślona liryczna autobiografia? Autorka tekstu wyraźnie sugeruje, „pamięć – Tereso – pamięć jest tworzywem/ z którego zlepiam nas od nowa”. Bohaterką tekstu jest złożona z wielu części osoba, postać kompleksowa, której forma została otrzymana w procesie zespalania. Nie jest to celowe wprowadzanie czytelnika w błąd, ale „prywatny asamblaż”, prowadzenie błyskotliwego dialogu z osobą, która nie chce nadal uwierzyć w konsolidację podmiotu lirycznego.
Pierwiastki uniwersalizmu, tkwiące w liryce Rudowicz, ilustrują także odwołania do innej postaci kobiecej. Problem tożsamości jest podobny. Dwa wiersze z tomiku „List Anny Lilpop z 16 kwietnia 1922 roku” oraz „à l’ombre des jeunes filles en fleurs (z Dzienników Anny Iwaszkiewicz)” stanowią wiarygodną całość. Autorka przetwarza wersję spotkania Anny z Lilpopów z Marią Morską, po to, by uzyskać inny efekt. Historia tych dwóch pań, podejrzanych o skłonności lesbijskie, niesie ze sobą inne, ważniejsze przesłanie. Maria i Anna to awers i rewers tej samej monety, spełnienie i urzeczywistnienie pełni, do której dąży każdy człowiek. Dlatego pisze autorka: „dotknij Anno/ nie ma innego zmartwychwstania”.
Dotykanie świata jest tutaj formą uświadomienia sobie, że łączenie się dusz może nastąpić nieoczekiwanie, a utworzona w ten sposób tożsamość jest prawdziwa.
Tomik Teresy Rudowicz jest nie tylko opowieścią o kobiecie. Jest także historią mężczyzny miasta. Człowieka miasta jest wbudowany w jego krajobraz do tego stopnia, że tworzy z nim jedność. Połączenie dwóch wymiarów w wierszu „Gdybym był”, sfery radosnego franciszkanizmu jako odwołania do poezji ks. Jana Twardowskiego z obszarem powszedniej brutalności to skomplikowana konstrukcja, jaką tworzy Rudowicz.
Wspólnota dwóch różnych wizji świata wydaje się tylko pozorna. A przecież zarówno Jan Twardowski, jak i bohater wiersza pragną pisać o życiu, które się toczy, o poznawaniu świata, które się odbywa w jednym i drugim wypadku, aż w końcu o unikalnym związku dwóch światów, natury z otoczeniem człowieka. I Twardowski i Rudowicz takie więzi tworzą, z małą tylko różnicą, intertekstualne nawiązania do poezji wieku poprzedniego dokonane przez artystkę to już twórcze przetworzenie wariantu obcowania z przyrodą. Znika tu franciszkanizm, pojawia się za to zapis pewnej kultury niskiej (upadek „ze schodów kamienicy”, „podmiejskie speluny”).
Nie wszędzie jednak przestrzenie poetyckie muszą być tak namacalnie „pokaleczone”. Rudowicz próbuje często powracać do przestrzeni swojego dawnego domu. Opisuje go, podobnie jak Czesław Miłosz w cyklu „Świat. Poema naiwne”, niezwykle czule i personalnie. Jej osobista Arkadia została jednak zniszczona („odarto dom do krwi” w wierszu „Powroty”). Destrukcja przynosi ze sobą dalsze konsekwencje. Pustka czy nawet próżnia życia, którego blizny pokazuje Rudowicz, nie może zostać niezauważona.
Odczucie braku
Poruszając się po tekstach artystki, oddając się bezgranicznie im samym, odczuwamy niedosyt czegoś, niewyczerpanie pewnych stanów duszy, niedokończenie tułaczki do wnętrza opowieści o sobie. Świat poetycki wydaje się niekompletny. A to wszystko dlatego, że poetka odkrywa przed nami pewne luki swojej tożsamości, przedstawia siebie jako serię fotografii czasami niespójnych, bo pochodzących z różnych okresów swojego istnienia w świecie. Poezja ta nie jest zatem „zaniedbana” i niepełna. To prawda o człowieku, który świadom jest swojej nieintegralności, człowieku, na którym ciąży odczucie braku. Czym jest jednak ten brak?
Wydaje się, że w świecie poetyckim Rudowicz brakuje chwilami Boga, transcendentu czy jakkolwiek inaczej go nazwiemy. Efekt ten jest zamierzony, jak w utworze „pamiętaj,”, w którym czytamy: „nie wolno chodzić w doły po cegielni,/ Pan Bóg patrzy i może się gniewać (…) do dziś nie wiem – Bóg nie patrzył/ czy się pogniewał”. Niepewność obecności i czuwania nad światem siły wyższej nie jest jednak powodem większych metafizycznych rozterek, ale łagodnej i celowej rezygnacji ze stąpania ścieżką wytyczoną przez Absolut.
Poezja Rudowicz przepełniona jest także śmiercią. Ma ona wymiar oswojonej, wprzęgniętej w los ludzki naturalnej kolei losu. Śmierć zamieszkuje poetyckie światy Rudowicz jako równouprawniony członek zbiorowości. Jest tylko niewidzialna, staje się nagle w słowie, w paru zaledwie zwrotach, jak „dokonało się” czy „kiedy osunęła się ziemia i zabrała Andrzeja”. Świat się chwilami zamyka, zupełnie tak jakby ktoś zwijał nagle dywan, i zabiera z sobą własne wytwory.
W poezji Rudowicz nie brakuje niczego. Nie ma tylko spełnienia, realizacji siebie, do którego dąży podmiot liryczny. Ale na pytanie, czy bohaterka wierszy odnajduje swoje dawne „ja”, odpowiedzieć może tylko czytelnik decydujący się wejść do tej samej co artystka rzeki i podążyć z jej nurtem.
Teresa Rudowicz „Podobno jest taka rzeka”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2012. Str. 96
Latarnia morska, 15 sierpnia 2012