Obce mi było żeglowanie, śpiew mi zasychał w gardle,
nie mogłem trafić w toń, nie potrafiwszy utonąć, gdyż
pożądałem wciąż więcej, lub wolniej, albo wcale, aż tu
uderzył mnie temat: może być inaczej, wcale nie musi,
akurat ciemność jest ciepła, morze – także mężczyzną,
nie ja uspokajam morza, rozsypałem sny, rozsapałem:
wpierw były inne, potem – tacy sami,
na koniec drogi wącham morką smołę,
świeży asfalt, radośnie zostawiam za sobą
chłopca – doskonałe zadanie na trzydziestkę –
ty wiesz, jak facet wypina się na delikatność
następny raz nastąpi teraz, naraz ten teraz,
brak jest przeoczeniem, Teresko, albowiem
można go założyć w dowolnym miejscu Ziemi,
wspaniałomyślnie nazwać domem, to chrome,
przemoc nazwać miłością, a strach pociągiem,
pociąg jedzie odrażeniem, odjeżdża nas, mnie
i ciebie, gdzieniegdzie jest dane, że wytrwamy,
jeżeli życie, tani dramat, zdarzyło się w słowie.
Wiersz napisany w odpowiedzi książce Teresy Rudowicz Korzeń werbeny. Kraków, 28 sierpnia 2013 r.