Z lasu przedczłowieczego w rajską dolinę. O „Wyimkach (z Elegii duinejskich R.M. Rilkego)” Cezarego Sikorskiego i „Wieczerzy w Rajskiej Dolinie”Edwarda Kapiszewskiego.
Mit platońskiej „duszy wygnanej” leży u podstaw życia jako podróży. Platon porównuje duszę do rydwanu zaprzężonego w dwa konie. Woźnica (czytaj: rozum) powozi zaprzęgiem. Jego rolą jest utrzymać konie, nadać im wspólny kierunek. To trudne zadanie, często niemożliwe do wykonania. Dusza składa się z trzech elementów, które odpowiadają trzem stopniom życia: roślinnemu – wegetatywnemu, zwierzęcemu – zmysłowemu i intelektualnemu – ludzkiemu.
Uskrzydlony woźnica i skrzydlate konie wędrują po okręgu. „Jeśli która dusza za bogiem w ślad idąc, zobaczy coś ze świata prawdy, nic się jej stać nie może, aż do następnego obiegu i jeśli by to zawsze potrafiła, nigdy żadnej szkody nie poniesie”.Gdyby potrafiła. Ale nie potrafi ze względu na swoje rozdwojenie. Dlatego z każdym kolejnym okrążeniem słabnie i traci skrzydła. „A jeśli pióra straci, spada, aż coś stałego napotka, uchwyci i zamieszka tam, ciało ziemskie na siebie wziąwszy”.Stąd wieczne pielgrzymowanie człowieka-śmiertelnika.
„Jeżeli bowiem dusza istnieje już i poprzednio, a do życia idąc i rodząc się, nie może znikądinąd się urodzić, jak tylko ze śmierci, to jakże nie ma koniecznie istnieć po śmierci, skoro przecież musi się znowu urodzić”?
Z chwilą, kiedy człowiek się rodzi, dusza jakby na nowo rodzi się w ciele i zapomina o wszystkim. Może sobie jednak przypomnieć. Poprzez miłość. Ona uskrzydla duszę na powrót, zbliża do „świata prawdy”. Tyle Platon.
Nie rodzimy się jako czysta kartka, ale jako gęsto zapisany manuskrypt, na którym zaznaczony jest nasz byt i przed-byty, egzystencja i preegzystencja, ślady wszystkich pokoleń, aż do „lasu przedczłowieczego”lub „rajskiej doliny”. Cezary Sikorski i Edward Kupiszewski, każdy na swój sposób, próbują odczytać manuskrypt. Sikorski sięga do „Elegii duinejskich” Rainera Marii Rilkego, by na ich fundamencie stworzyć własne. Wyimek z III elegii, zatytułowany „o miłości”,wiedzie do „lasu przedczłowieczego”, do źródła poznania, naszego JA, czystego, pierwotnego, widzącego świat „oczami zwierząt”.
Kupiszewski owo źródło odnajduje w Rajskiej Dolinie. Tam zaczyna się i kończy wszystko. „Na początku byłem Ja i tylko Ja i Rajska Dolina jeszcze bez nazwy pogrążona w chaosie, w kipieli sprzecznych żywiołów przemieszanych ze sobą, a pary wodne rozpościerały się na całej bezmiernej przestrzeni. I postanowiłem, że wprowadzę ład…”
Fragment kończący powieść mógłby być jednocześnie jej początkiem. Początkiem stawania się bohatera – everymana, owego JA, które pewnego dnia, wiedzione głodem wędrowania, porzuca dotychczasową rzeczywistość, wstępuje w Rajską Dolinę, by zaprowadzić w niej nowy porządek, nową, czytaj: swoją, kosmogonię. „Skoro przyszedłeś – witamy” głosi napis nad bramą. Regulamin jest prosty, wystarczy „iść, patrzeć, słuchać i robić, co będzie do zrobienia”.A do zrobienia jest niewiele – nie pić, przynajmniej na razie, z misy wiadomości dobrego i złego, wybrać drogę i przedmiot określający los. Człowiek, będący jednocześnie stwórcą i dziełem stwórcy, ma poczucie swojej potęgi, jest pewny, że wybór należy wyłącznie do niego. JA ma wiele z monady Leibniza. Jest też, jak u Fichtego, absolutnym początkiem, ale jest również, jak u Schellinga, samoświadome i wolne w działaniu. Ma wybór i wybiera. Odrzuca tradycje przodków, historyczną ciągłość, dziejową przynależność, literaturę i sztukę, by wybrać miecz – symbol władzy, tyranii i krwi.
Kierkegaard wiele uwagi poświęcił ryzyku, jakie niesie wolność wyboru. Jest to dla niego ryzyko „przyswojenia” i „odswojenia”. Wiem skąd jestem i gdzie jestem. To,
gdzie będę – zawsze obarczone jest znakiem zapytania. Wybrać znaczy „urodzić” nowe, mówiąc jednocześnie „nie” temu, co było dotychczas. Wybór miecza to świadomy wybór zła i świadoma rezygnacja z korzeni.
„Odswojenie” wymagać będzie dehumanizacji, gruntownego „remontu” serca i mózgu. Nowy człowiek, wolny od jakichkolwiek uczuć, gotowy jest na przyjęcie jedynie słusznych wiadomości, przekonań i racji. Gotowy myśleć w specjalnie do tego wyznaczonych miejscach z napisem – „Tajnia – wolno myśleć”.
Wybór jest jeden, nieodwracalny. „W Dolinie nie ma powrotów. W Dolinie się wędruje. Nieś swój los, bo tak widocznie stać się musiało. Pamiętaj, że oni Cię potępią. Oni to ojcowie ojców i matki matek”.To wszystkie litery manuskryptu, połączone w jedno imię i nazwisko. Twoje tu i teraz. Przodkowie nie mogą zmienić naszych decyzji, mogą jedynie „nie pobłogosławić” na drogę. Człowiek jako „bytku śmierci” jest zawsze osobny, samotny w swojej wędrówce. Przełamywać samotność to zbliżać się do Drugiego, Innego, określanego przez Emanuela Levinasa mianem „epifanii twarzy”.Pierwsze twarze w naturalny sposób wiążą się z domem. Dla Rilkego będzie to twarz matki, stworzycielki i nauczycielki świata, twarz tej, która uczłowiecza. Sikorski nie ma już tej pewności, więc pyta: „Może to matka była pierwsza? Smukłą postacią/ rozplotła skręcony nocą chaos, gdy cień jego/ losu – w długim płaszczu – wchodził za szafę i trwoga/ się poruszała w fałdach zasłony”.
Rilke przeciwstawia miłości matki miłość kochanki, dając pierwszeństwo matce. Sikorski nie pozostawia wątpliwości, mówiąc „ani jedna,/ ani druga. Zawsze kochał przestrzeń wewnątrz i las/ przedczłowieczy”.
Szukając drugiej twarzy odnajdujemy własną. W niej „odbija się” prawda o nas, nasza „wewnętrzna przestrzeń”. Podróż może odbywać się na zewnątrz – patrz: Odyseusz, i do wewnątrz, patrz: Abraham, czyli „poprzez wiedzę” lub „poprzez wiarę”.
Zakorzenieni w „ziemskości” coraz chętniej otaczamy się przedmiotami, traktujemy świat jako zbiór narzędzi, nie troszcząc się o „pokarm”, Levinas pisze:„Istnieć w świecie to działać, ale działać w taki sposób, że koniec końców działanie ma na celu samą naszą egzystencję. Jedne narzędzia odsyłają do drugich, ale w końcu do naszej troski o istnienie. Przekręcając kurek w łazience, otwieramy cały problem ontologiczny. Świat, zanim stanie się systemem narzędzi, jest zbiorem pokarmów. (…)
Ostateczna celowość jedzenia zawiera się w byciu pokarmem. Kiedy wąchamy kwiat, to celowość tego aktu ogranicza się do zapachu. (…)To właśnie pokarmy naznaczają naszą egzystencję w świecie. Jest to egzystencja ekstatyczna – bycie poza sobą”.
Fundamentalne dla każdego człowieka jest pragnienie nieskończoności, metafizyczne doświadczenie absolutu. Podstawowym pokarmem jest więc bycie ku, nie wyłącznie ku śmierci, ale ku bliskości z Innym, ku miłości wreszcie, w kontekście transcendentnym, miłości „uskrzydlającej”, dającej obietnicę powrotu. Drugą stroną ruchu człowieka wzwyż jest ruch w głąb. Powtarzając za ks. Tischnerem: „Im wyżej znajdujemy się w niebie, tym głębiej wchodzimy w siebie. Stać się mieszkańcem nieba znaczy zarazem: stać się sobą dla siebie, osiągnąć „rdzeń siebie”. „Rdzeniem” człowieka jest miłość.”
Nie matka, nie kochanka, nie pojedyncza twarz, ale ciągłość, współzależność, pełnia, agape. Tylko tak możemy poruszyć w „żyłach prastare soki. Bo nie kochamy jak jednoroczne kwiaty; nie to/ dziecko, lecz tłumy narodzin. Wszystkich ojców, którzy// w nas spoczywają jak gruz górskich złomów. Łożyska/ potoków wszystkich matek”.
Człowiek odcięty od korzeni nie zbliży się do „świata prawdy”. Będzie tkwił w moralnej pustce, wolny samo-wolą. Jak bohater powieści Kapiszewskiego.
Wolność, według Kartezjusza, „polega na tym, że możemy to samo uczynić albo tego nie uczynić, potwierdzić lub zaprzeczyć, pójść za czymś lub unikać czegoś”.
Wiedziony głodem wędrowania, „złożony” na nowo, człowiek czuje się panem, przekonanym, że wolność to moc, potęga i siła. Dla niego być wolnym to móc robić wszystko, czego się chce, a chcieć tylko tego, co utwierdza w mocy. Ostatnia wieczerza w Rajskiej Dolinie kończy się całkowitym zniszczeniem. Samozwańczy pan, antybohater, pozostaje z parą elektronicznych robotów patrząc z triumfem na „gasnące pogorzelisko. Wolny wolnością, „której nic nie ogranicza” – może „stawać na rękach, na głowie, leżeć to na jednym to na drugim boku, stać na jednej albo na drugiej nodze, może podskakiwać, przeskakiwać i zeskakiwać, gwizdać na palcach, wrzeszczeć albo szeptać, pić ze źródła albo butami mącić w niej wodę, coś robić albo nic nie robić”.
Może, aż zrozumie, że – powtarzając za Mrożkiem – „już nic nie jest możliwe, ponieważ wszystko jest możliwe”.
Człowiek przed-stawia sobie świat, uprzedmiotawia go i sam, będąc wewnątrz „niemego pejzażu”, „przestworu”, „otwartego”, świadomie oddziela się od niego. Powtarzając za Heideggerem: „Im wyższa świadomość, tym bardziej istota świadoma jest wykluczona ze świata:. Tylko zwierzę, nieświadome, bezrefleksyjne, „widzi przestrzeń wszystkimi oczami./ Wchłania przestwór, gdzie zieleń wraca bez końca./ Wszystko wie nieskończenie, choć już nie pragnie/ niczego”. [Z elegii ósmej – o odwróceniu].
Spojrzenie człowieka, jego „odwrócone oczy”, odgradza go od „wolnej przestrzeni”, sprawia, że, jak chce Rilke, widzi tylko jej odbicie. Sikorski dodaje: „O tym, co jest poza nami, wiemy/ z twarzy zwierzęcia albo w pobliżu śmierci”. [tamże].
Twarz zwierzęcia nie jest twarzą innego człowieka, nie wpisuje się w znaną nam przestrzeń. „Nieme zwierzę” odbija nasze spojrzenia jak lustro. Stanąć oko w oko ze zwierzęciem to stanąć oko w oko z tajemnicą, lękiem, przerażeniem, śmiercią. Z trwogą, która od chwili narodzin „porusza się w fałdach zasłony”.
Bohater powieści Edwarda Kupiszewskiego swoją śmierć ujrzał w szklanych oczach robotów. W końcowej scenie stają się one człekokształtnymi małpami (więc jednak zwierzę!), dwoma samcami ocalałymi z apokalipsy. Nie będzie ewolucji. Zniszczenie, będące jednocześnie samozniszczeniem, jest końcem rodzaju ludzkiego.
Mimo wszystko to człowiek, (jedynie on), jako „pasterz bycia” może „uskrzydlić” duszę, bezpiecznie wstąpić w „otwarte”. Paweł Mościcki pisze: „W owym zwrocie istotną rolę odgrywa słowo. Nie jest to oczywiście logos obliczalnego rozumu, lecz powiadanie poety, który w wierszu nastraja swoje bycie na prześwit prawdy. Ten pierwotny wymiar słowa, który pobrzmiewa w poezji godnej w pełni tego miana, jest właściwym Otwarciem świata. To w nim dokonuje się skrywająco-zakrywający ruch, którego korelatem jest <es gibt> – przestrzeń wolnego od uprzedmiotowienia Bycia”.
Co zatem zostaje? Sikorski-poeta nie pozostawia wątpliwości, mówiąc: „Nic nie zostaje. Najprostsze słowa/ giną jak rzeczy: szybko”.
„O wielkim trwaniu wspomina tylko/ ciemny barwinek, który bez przerwy/ płoży się po nas jak sens zieleni”. [Z elegii dziesiątej – o tym, co zostaje].
Pomiędzy słowami, rzeczami zapisujemy, krok po kroku, studium własnej samotności. I pomimo wielości szyfrów, kodów, odczytań, pozostaje jedynie elegia,
„ziemia nieznacznie wypukła”,płożący się barwinek, kamienne tablice, epitafium.
„to miejsce w którym ziemia nieznacznie wypukła
to nie grób mój ale z życiem dobrowolny układ”
(Edward Kupiszewski)
Teresa Rudowicz
tekst ukazał się w magazynie Cegła