Separatum Piotra Mosonia
Osobny człowiek, osobny poeta, osobna ścieżka, po której idzie. Spokojnie, nieśpiesznie, czasem jakby od niechcenia. Przygląda się światu, ludziom, samemu sobie. Sporo w tym patrzeniu ironii, więcej autoironii, sprawna żonglerka słowem i motywami, bez ulegania modom, świadome powtarzanie za bohaterem romantycznym -poeta zrobi wszystko aby pozostać samotnym [antybohater].
W debiutanckiej książce Piotra Mosonia Separatum jest sporo miejsca na osobność, samotność, odrębność. Poeta nie śpieszył się z debiutem, dał sobie czas na przyjrzenie się poezji i sobie jako poecie, dorósł do wypowiedzenia creda: Zanim napiszesz własny naucz się czytać między cudzymi [credo] i do prośby, życzenia, rozkazu – miej do powiedzenia cokolwiek [ibidem].
Piotr Mosoń ma do powiedzenia sporo. W mięsistych, jędrnych frazach kryje się dystans do siebie samego i do wszystkiego wokół, jak choćby w wierszu confiteor:
ważę się przybijać do siebie tylko własne wiersze.
ściskając w znerwicowanych palcach marność, myślę
że schwytane w pułapkę dwuwymiaru są bezbronne.
Kohelecie – wystarczy zaczerpnąć dystansu na język.
Dużo miejsca w książce Mosonia zajmuje poezja, ale nie jest to romantyczna koncepcja, a poeta nie jest duchowym przywódcą narodu, nie cierpi za miliony.
To antybohater z bagażem własnych lęków, ograniczeń, pęknięć, który nie tylko nie idealizuje poezji, ale wyśpiewuje dla niej requiem
ojciec poety zapłodnił
matkę poety
o dwieście lat zbyt późno i
sam rozumiesz
– trafiony zatopiony klops
[requiem dla poezji współczesnej]
Mosoń przygląda się sobie i w autoportretach, zdziera kolejne warstwy. Po co? Choćby po to, by powołać siebie/ jak feniks z poziomu/ start w homo erectus// [autoportret podniosły]. Podmiot liryczny wierszy Piotra Mosonia szuka własnej tożsamości, własnego miejsca, bada smak, zapach, dźwięk, barwę pamięci [detal]. Wie, że istota kryje się w detalach, wie również, że jak pestka/ to owoc//, ale jak pustka/ to/ pustka [ibidem]. Bo nawet na to by być nikim/ trzeba sobie ręce aż po łokcie// [insomnia].
Sporo w tych wierszach niezwykle celnych fraz, podanych w ironicznej potrawce. To duży walor, ale nie jedyny. Mosoń wie skąd przyszedł, dlatego czerpie z kulturowego skarbca, sięga po biblijne inspiracje, mitologicznych bohaterów, by znaleźć się w piekle powtórzeń, w którym bezsens ludzkich poczynań, zbiegów, starań i poświęceń.
By rzec jak Pandora w liście do męża:
najdroższy – ty wiesz, że zdefiniujesz wcześniej lub
później swoje grawitacje, swoje gęstości, częstotliwości,
zakres pasm pod – i nad – postrzegania. uszeregujesz
statystyczne wnioski od najmniej prawdopodobnych,
po iście sterylną nieprzewidywalność (…)
[kochany Epimeteuszu]
Trudno przewidzieć cokolwiek skoro nieprzewidywalny naród ukradł/ obola co na czarną godzinę// [Pan Cogito uczy się funkcjonować w przypadkowym społeczeństwie (a tribjut tu Zbigniew Herbert)], a ci barbarzyńcy, których zwiastował prorok Kawafis/ są już na przedmieściach. [każdy po stronie siebie].
Dokąd uciec jeśli nie w poezję? Może w miłość? Tylko czy osobność dopuszcza miłość, czy może ją wyklucza? Wiersze Piotra Mosonia zdają się łączyć przeciwległe brzegi, równoważyć szale. Choć i tutaj sporo goryczy, nawet krzyku – dla takich jak my, powinni wymyślić/ mieszkania jednokierunkowe bez okien// – pisze poeta w tytułowym wierszu. Jest też czułość, delikatność, szept, ale wojny intymne toczone na przyczółku kameralnym ostatecznie odbierają złudzenia:
(…) z rozpędu na wyniszczenie popychamy
wyrób małżeństwopodobny ku pewnej niedzieli,
gdy obojętność rozstrzela nas beznadziejnie.
[wojny intymne]
Kiedy znika pewność, bezpieczeństwo, stałość, rodzi się frustracja. Wtedy można krzyknąć – już/ kurwa/ brak mi// słów [bardzo krótki wiersz o frustracji] – i nie potrze-ba nawet stawiać kropki.
Kogo nie boli, ten nie pisze wierszy, bo po co? pisał Jan Rybowicz w wierszu Tabletki ze słów. Piotr Mosoń wie po co pisze i wie, że na ileś rzuconych garści pełną/ jeden przypadkiem nie w próżność/, ale to nic charakternego jeszcze/. ale to wciąż nic. [autoportret niecharakterny].
Teresa Rudowicz
recenzja ukazała się w kwartalniku sZAFa