Wśród sypkich piasków zdarzeń, czyli Andrzeja Krzysztofa Waśkiewicza – miejsca opuszczone.
Opuszczać to znaczy pozostawiać pustkę i choć za chwilę wypełnią ją inne ślady, budynki, twarze, opuszczone miejsce już zawsze będzie niepełne, bo takie ocaleje w nas – rozmyte, zamazane, często ukryte w niedorzeczywistości pod powierzchnią której jest to co rzeczywiste. To wers z pierwszej sekwencji Andrzeja Krzysztofa Waśkiewicza, dalsze wyznaczą punkty na mapie życia – przystanki na chwilę i na dłużej. Andrzej Krzysztof Waśkiewicz – miejsca opuszczone to tytuł książki Eugeniusza Kurzawy, książki, której pomysł, jak mówi sam autor, powstał, by przywrócić Waśkiewicza Ziemi Lubuskiej. Ta ziemia była ważnym przystankiem w życiu Waśkiewicza, choć nie jedynym, ale o tym później. Kurzawa we wstępie do książki pisze: Otóż zaproponowałem mu odwiedzenie w ciągu paru dni tych miejsc, w których mieszkał i uczył się od czasu przybycia z mamą na Ziemie Odzyskane, zaraz po zakończeniu II wojny światowej. W kolejności były to: miasteczko Lubsko, zwane wtedy jeszcze Zemsz, potem wieś Stary Zagór (koło Krosna Odrzańskiego), nieodległy Dychów, pieszo przez rzekę Bóbr ze Starego Zagoru, a potem Kożuchów, jako miejsce zamieszkania i nauki, wreszcie Szprotawa i mieszkanie w internacie Technikum Rolniczego, gdzie się uczył, na końcu oczywiście Zielona Góra, choć „po drodze” Roczne Studium Bibliotekarskie w Jarocinie (…)
Wyprawa z założenia miała być udokumentowana (notatki, zdjęcia i nagrania dźwiękowe) i wydana w formie książkowej. Nazwałem rzecz roboczo „Projekt Waśkiewicz”. Podróż sentymentalna odbyła się w dniach 16-18 maja 2011. Rok później (w lipcu 2012 roku) Waśkiewicz zmarł i miejsca opuszczone nabrały zupełnie innego znaczenia, a książka stała się swoistym memento.
A jest to książka niezwykła. Kurzawa pozwolił „mówić” przyjacielowi i to jego opowieściom, krótkim impresjom, osobistym, chwilami wzruszającym, dajemy się oczarować i uwieść. Wkomponowane w tekst wspomnienia Waśkiewicza spisywane w latach 1998-2007 są mocnym atutem ksiązki i czynią z niej pasjonującą lekturę.
Oto przykład: Zobaczyłem ojca. Stał w tyle ogrodu, przed porzeczkami, które rosły przed płotem. Przed nim była dziura w ziemi. Prostokątna i chyba dość głęboka. Skądś wiedziałem, że to grób, choć nigdy przedtem nie widziałem rozkopanego grobu (…) Czasem mi się zdaje, że on patrzył na mnie, innym razem, że patrzył w dół pod stopami. Świeciło słońce i było bardzo jasno; dół był ciemny.
(Och, i to jeszcze pamiętam, że poprzedniego wieczoru ukradłem sąsiadowi zza płotu buraki pastewne, duże, pomarańczowe. Dla królików, które wtedy hodowałem. Strasznie się bałem. Króliki też mi się śnią. Że zapomniałem je nakarmić i napoić, i że minęło wiele miesięcy, a one wciąż żyją, wychudłe, bardziej do szczurów podobne. I dziwię się, że to jest możliwe). (Ojciec).
Takich opowieści jest w książce sporo. Ojciec Waśkiewicza, Błażej, zginął w Powstaniu Warszawskim, zostały fotografie, wspomnienia matki, jakieś mgnienia, które przechowywane w pamięci pojawiają się w snach. Są i inne wczesnodziecięce opowieści, jak choćby Pruszkowska szosa, ludzki gest wehrmachtowca i ucieczka z kolumny, łyżeczka z napisem Helmut, powojenne miasteczka, koledzy, ruiny, które, podobnie jak sny, będą ważnym elementem życia, a więc i twórczości Waśkiewicza.
Zawsze między jawą i snem – zapisze potem w wierszu. Jesteśmy jak palimpsest, a kolejne zdarzenia nakładają się kolejną warstwą. Przeżyte jest w nas i wojenny transport na pruszkowskiej drodze przypomni po wielu latach dorosła wyprawa do Iraku, a nagły grad w upalny dzień w Bagdadzie i zaraz po nim słońce przywoła rozświetlony wiosennym słońcem rynek w Kożuchowie.
Książka Eugeniusza Kurzawy chce być biografią Andrzeja Krzysztofa Waśkiewicza, ale więcej w niej autobiografii i to też jej ogromna zaleta. Kurzawa jest tu towarzyszem podróży, który czasem pyta, czasem dopowiada, ale przede wszystkim słucha. Słucha uważnie opowieści o dziadkach, rodzicach, kolegach, szkołach, kolejnych zawodowych szlifach, rodzinie, dorastaniu do poezji i tworzeniu jej. Jak powstaje wiersz? Jedno jest pewne – wiersz najpierw jest, potem zostaje napisany. Najpierw jest, nieskrystalizowany jeszcze; najpierw są obrazy, niezorganizowane poetyckie wspomnienia; jest przekonanie, że wiersz powinien, że musi być napisany (Jak powstaje wiersz).
Z wszystkich możliwości/ to co się zdarzyło jest najmniej/ prawdopodobne –powie Waśkiewicz w poemacie Miasto. Może i z tego powodu tak często w swoich wspomnieniach, szczególnie tych najwcześniejszych, dziecięcych, mówi – wiem, ale nie pamiętam, wydaje mi się, nie jestem pewien, chyba rozmawiałem o tym z mamą.
Może i z tego powodu w tym samym poemacie odnajdziemy i taki fragment: po wypalonych schodach wypalonego domu / wchodzi chłopiec / i tak idzie / lata mijają a on idzie / (…) idzie i idzie.
Droga Andrzeja Krzysztofa Waśkiewicza była drogą literatury. W niej znalazł swoje powołanie jako badacz, krytyk, poeta, redaktor, edytor. Miejsca opuszczone to także i tutaj, a może przede wszystkim tutaj, pustka, którą trudno będzie zapełnić.
22 lutego 2012 roku Waśkiewicz pisze list z okazji wręczenia mu Honorowego Lubuskiego Wawrzynu Literackiego – nie mógł odebrać nagrody osobiście.
To końcowy akord, wieńcząca dzieło, swoista pieśń na wyjście, a w niej słowa: Gdybym miał powiedzieć kim się czuję miałbym kłopot. Warszawiakiem z urodzenia, gdańszczaninem, bo tu od lat mieszkam, ale przecież Lubuszaninem z wychowania, pierwszych dziecięcych doświadczeń, doświadczeń okresu burzy i naporu, i wkraczania w wiek dojrzały.
Honorowy Lubuski Wawrzyn Literacki za „całokształt twórczości” odebrał w imieniu Waśkiewicza Eugeniusz Kurzawa. Dyplom i srebrne pióro przekazał przyjacielowi podczas jego ostatniej wizyty na Ziemi Lubuskiej w dniach 24-26 maja 2012 roku.
Zmienny we zmiennym / ruchomy w ruchomym / wśród sypkich pisaków zdarzeń – zanotuje Waśkiewicz w ostatniej, szóstej, Sekwencji. 11 lipca 2012 roku odejdzie z niedorzeczywistości w rzeczywistość. Pozostaną miejsca opuszczone, ale dzięki Eugeniuszowi Kurzawie, nie puste.
Teresa Rudowicz