Kupiszewski, Wieczerza w Rajskiej Dolinie

Ziemia nieznacznie wypukła – o Wieczerzy w Rajskiej Dolinie Edwarda Kupiszewskiego

O Edwardzie Kupiszewskiem, zmarłym w 2000 roku, poecie, prozaiku, publicyście, usłyszałam po raz pierwszy na tegorocznym II Festiwalu Literackim im. Edwarda Kupiszewskiego (wdzięcznie nazawanym Kupiszewiadą) w Ostrołęce. Kupiłam wówczas powieść Wieczerza w Rajskiej Dolinie wydaną w 2010 r. staraniem Towarzystwa Przyjaciół Ostrołęki. Przeczytałam ją na jednym oddechu, szybko i zachłannie, choć wiem, że będę do niej wracać. Lekka, swobodna narracja, chwilami bardzo plastyczna, baśniowo-fantastyczna konwencja to ważne zalety powieści, ale nie jedyne. Wieczerza jest utworem wielopoziomowym, mądrym i głębokim.

Na początku byłem Ja i tylko Ja i Rajska Dolina jeszcze bez nazwy pogrążona w chaosie, w kipieli sprzecznych żywiołów przemieszanych ze sobą, a pary wodne rozpościerały się na całej bezmiernej przestrzeni. I postanowiłem, że wprowadzę ład…

Fragment kończący powieść mógłby być jednocześnie jej początkiem. Początkiem stawania się bohatera – everymana, owego JA, które pewnego dnia, wiedzione głodem wędrowania, porzuca dotychczasową rzeczywistość, wstępuje w Rajską Dolinę, by zaprowadzić w niej nowy porządek, nową, czytaj: swoją, kosmogonię. Skoro przyszedłeś – witamy – głosi napis nad bramą. Regulamin jest prosty, wystarczy iść, patrzeć, słuchać i robić, co będzie do zrobienia. A do zrobienia jest niewiele – nie pić, przynajmniej na razie, z misy wiadomości dobrego i złego, wybrać drogę i przedmiot określający los. Człowiek, będący jednocześnie stwórcą i dziełem stwórcy, ma poczucie swojej potęgi, jest pewny, że należy wyłącznie do niego. JA ma wiele z monady Leibniza. Jest, jak u Fichtego absolutnym początkiem, ale jest również jak u Schellinga samoświadome i wolne w działaniu. Ma wybór i wybiera. Odrzuca tradycje przodków, historyczną ciągłość, dziejową przynależność, literaturę i sztukę, by wybrać miecz – symbol władzy, tyranii i krwi.

Kierkegaard wiele uwagi poświęcił ryzyku, jakie niesie wolność wyboru. Jest to dla niego ryzyko „przyswojenia” i „odswojenia”. Wiem skąd jestem i gdzie jestem. To,

gdzie będę – zawsze obarczone jest znakiem zapytania. Wybrać znaczy „urodzić” nowe, mówiąc jednocześnie „nie” temu, co było dotychczas. Wybór miecza to świadomy wybór zła.

„Odswojenie” wymagać będzie dehumanizacji, gruntownego „remontu” serca i mózgu. Nowy człowiek, wolny od jakichkolwiek uczuć, gotowy jest na przyjęcie jedynie słusznych wiadomości, przekonań i racji. Gotowy myśleć jedynie w specjalnie do tego wyznaczonych miejscach z napisem – Tajnia – wolno myśleć.

 

Wolność, według Kartezjusza, polega na tym, że możemy to samo uczynić albo tego nie uczynić, potwierdzić lub zaprzeczyć, pójść za czymś lub unikać czegoś.

Wiedziony głodem wędrowania, „złożony” na nowo, człowiek czuje się panem, przekonanym, że wolność to moc, potęga i siła. Dla niego być wolnym to móc robić wszystko, czego się chce, a chcieć tylko tego, co utwierdza w mocy. Ostatnia wieczerza w Rajskiej Dolinie kończy się całkowitym zniszczeniem. Samozwańczy pan, antybohater, pozostaje z parą elektronicznych robotów patrząc z triumfem na gasnące pogorzelisko. Wolny wolnością, której nic nie ogranicza – może stawać na rękach, na głowie, leżeć to na jednym to na drugim boku, stać na jednej albo na drugiej nodze, mogłem podskakiwać, przeskakiwać i zeskakiwać, gwizdać na palcach, wrzeszczeć albo szeptać, pić ze źródła albo butami mącić w niej wodę, coś robić albo nic nie robić.

Może, aż zrozumie, że – powtarzając za Mrożkiem – już nic nie jest możliwe, ponieważ wszystko jest możliwe.

W końcu elektroniczne mózgi przejmą władzę nad człowiekiem, zniewolą go i dopełnią dzieła zniszczenia. Można postawić pytanie jakie Wolter zadał po trzęsieniu ziemi w Lizbonie: A więc świat byłby gorszy gdyby tego trzęsienia nie było? Czy świat byłby gorszy niż jest gdyby nie owa apokalipsa? W dużym stopniu sami dążymy do zagłady, zbyt pewni własnych możliwości, potęgi umysłu, niszczymy siebie i naturę.

Malum culpae jest skutkiem wolnej woli, ale jak dowodzi Leszek Kołakowski: Stwórca wykalkulował, że świat zaludniony stworzeniami rozumnymi, a więc zdolnymi do czynienia zła, wyprodukuje więcej dobra aniżeli świat, którego mieszkańcy byliby faktycznie automatami tak zaprogramowanymi, że nigdy by zła nie czynili.

Czy rzeczywiście rację ma Leibniz mówiąc: Jednym z objawów doskonałości świata jest istniejąca w nim wolność. Bez wolności nie byłoby zła, ale mimo to świat byłby gorszy. Kupiszewski nie ma gotowej odpowiedzi. Nikt jej nie ma, ale stawiając pytania zmusza do zatrzymania się, refleksji – dokąd dalej?

Settembrini w sporze z Naphtą dowodzi, że odróżnienie dobra i zła, pochwała dualizmu świata, jest związana z nihilizmem i nienawiścią, a nie z zasadą miłości bliźniego. Świat rozszczepiony jest na wrogie moce – konstatuje Naphta w Czarodziejskiej Górze. Dwa sztandary, dwie wrogie armie, boska i szatańska toczą niekończący się bój.

Wieczerza w Rajskiej Dolinie jest współczesnym moralitetem. I choć walka dobra ze złem kończy się zwycięstwem dobra, a zło unicestwia się samo, trzeba bacznie mu się przyglądać.

Gramy na świecie moralną komedię, poddani ślepemu działaniu instynktów, interesów, potrzeb – pisze Emmanuel Mounier, Kupiszewski dodaje słowami Belzebuba:

Nadal mówi się o nas. Nie wymagajcie, żeby zaraz śpiewano pieśni, opowiadano legendy, straszono dzieci waszymi nazwiskami. Przyjdzie na to czas. Póki co, cieszmy się, że jesteśmy potrzebni. Bez nas nie może istnieć żadne społeczeństwo. Nie będzie nas, to nie będzie policji, sądownictwa, służby więziennej, a życie prostego człowieka stanie się monotonne i utraci swój sens. Żyjąc i bogacąc się nie będzie odczuwał wartości zdobytych dóbr. Bogactwo, jeśli nie ma możliwości jego utraty, przestaje być bogactwem.

Wieczerzę w Rajskiej Dolinie można czytać wielorako. Formuła książki, formuła moralitetu w ogóle, wymaga wielu kluczy interpretacyjnych. Te, z których skorzystałam nie są ani jedyne ani najlepsze. Takie czy inne odczytania Wieczerzy i tak w końcu sprowadzają się do wspólnego wniosku, że mimo wielości szyfrów i kodów pozostaje tylko ziemia nieznacznie wypukła i kamienne tablice.

Może więc czasem warto popatrzeć na miejsce, w którym się żyje jak na widokówkę z dalekiego kraju. Może warto zaczynać ze świadomością końca, by bez żalu napisać własne epitafium. Świadomie, prosto i pięknie zrobił to Edward Kupiszewski:

                       to miejsce w którym ziemia nieznacznie wypukła

                       to nie grób mój ale z życiem dobrowolny układ

Teresa Rudowicz

recenzja w nr 41 sZAFy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>