Jaki jest język lęku i w jakim alfabecie zamknięty? Na te pytania stara się odpowiedzieć Barbara Janas-Dudek w arkuszu poetyckim Alfabet leku, który właśnie ukazał się na rynku wydawniczym nakładem Zaułka Wydawniczego Pomyłka.
Poetka nie oswaja lęku i nie łagodzi go, przeciwnie, nazywa głośno i wyraźnie, tak, by każda litera w alfabecie wybrzmiała do końca, prawdziwie. Dwanaście odmian lęku, jak dwanaście długich miesięcy pulsujących w rytmie nocy i dnia, uległości i buntu, życia i śmierci. Zawsze zaczyna się niewinnym, mówi w tytułowym wierszu, później dodaje:
Co mogła przewidzieć poza marynarką
między nogami już tylko Dom
bo brzuch i ludzie powiedzą
[alfabet lęku]
Składa więc ten dom co dzień od nowa, skleja, dobiera rozsypane części, bo może właśnie teraz się uda, może złożą obrazek, całość. Choć są dni, które trudno przełknąć [zdanie], są i takie, w których nawet rytuał parzenia herbaty zaczyna się od zdjęcia pasów [przepowiednia].
Lęk ma swoje źródło w dzieciństwie, wie o tym dziewczynka w sukience w białe oleandry [* * * (powyrastałam z sukienek)], wie suka, której nie można się oprzeć [a pan się oparł o ramię]. Mocno wyczuwalne dziecięce skaleczenia, dramaty, wyraźnie obecne w wierszach, potęgują niepokój, ale jeśli później jest tylko gorzej, to właśnie dzieciństwo, nawet jeśli nie kojarzy się dobrze, często jest jedynym miejscem, w które można uciec:
gdzie mnie brak
powracam
w dziecięcych sandałach
[*** (takie skrzypce)]
Braki można by mnożyć. Jest brak pewności siebie, brak poczucia własnej wartości, brak oparcia w kimkolwiek, brak miłości, czułości, ciepła. Czy dlatego rozkłada nogi łatwo/stapia się z drugim ciałem [a pan się oparł o ramię]. Czy dlatego rozpaczliwie szuka kogoś, kto ją pokocha. Tak jak kocha ona sama, uparcie, wbrew wszystkiemu, często przeciw sobie.
Szczególnie wtedy, kiedy kolejny raz boleśnie doświadcza prawdy, że wszystko można zamknąć w trzech zdaniach:
lepiej odłóż mnie na półkę
z książkami dojrzeję
z pierwszym śniegiem w zdanie
drugie między uda trzecie
pozbierasz z podłogi jak
rozbity talerz
[zdanie]
Bohaterka wierszy Barbary Janas-Dudek dobrze zna lęk, codziennej egzystencji, wewnętrznych demonów, lęk o syna i lęki syna, który uwięziony w pułapce własnej psychiki, też boi się świata.
Strach wypowiedziany, nazwany, rozpisany na kolejne litery alfabetu, słabnie, oddala się, nieraz mija. Wtedy znów można uwierzyć, złożyć przysięgę sobie samej na miejsce oderwane od rozumu i pragnąć jednego Boga, drzewa, domu, poznać mężczyznę, jakbym go nigdy nie znała [przysięga].
Ludzie, odrębne kosmosy, krążymy wokół siebie, każdy ze własnym ładunkiem, rozczarowań, niepokojów, skaleczeń, każdy jednakowo samotny w swoim lęku. Uważna lektura arkusza Barbary Janas-Dudek pozwala dotknąć strachu, przejrzeć się w nim jak w lustrze, ale nie pozbawia nadziei. Wyraziste, sugestywne wiersze, chwilami bardzo przejmujące, ostatecznie układają się w tęczę.
Teresa Rudowicz