Fox, Zuzanna nie istnieje

Przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu napisał Julio Cortazar. To zdanie mogłoby być mottem najnowszej powieści Marty Fox Zuzanna nie istnieje, która właśnie ukazała się na rynku, nakładem Wydawnictwa Literackiego. Temat znany i bardzo lubiany przez czytelników. Ona – młoda, piękna, uzdolniona plastyczka, wdowa. On – przystojny informatyk, który w wypadku samochodowym stracił narzeczoną i rodziców. Spotykają się w barze i to on właśnie ma być dla niej okazją na jedną noc. Czuje się wyróżniony, widzi spojrzenia innych mężczyzn, wie, że jeśli nie pójdzie z nieznajomą, oni zrobią to chętnie.

Każdy dobrowolny akt seksualny jest święty i mistyczny – przekonuje Zuzanna, bohaterka książki. Przekonuje samą siebie i jego. On – szuka właściwych słów, by zabić nieśmiałość. Po raz pierwszy zdarzyła mu się taka przygoda. Intrygująca i podniecająca jeszcze bardziej niż kształtna łydka dziewczyny ze szczupłą kostką, owiniętą cienkim łańcuszkiem (…) Pomyślał, że chciałby go zdjąć (…) Od tego zacząć dzieło rozbierania nieznajomej zielonookiej. Od rozebrania kostki.

Wspólna noc, która ma być tylko chwilowym kaprysem, zapomnieniem, przygodą, okazuje się dla obojga początkiem nowego życia. I choć Zuzanna ucieka o świcie, tak naprawdę rozpoczyna swój powrót, do życia, do świata, do siebie i swoich potrzeb.

On, Paweł, dwa lata temu obiecał sobie, że nie będzie się do niczego przywiązywał, bo bał się, że pewnego dnia, po przebudzeniu, może spostrzec, iż nie ma już tego, do czego przywykł i z czym się związał (…) I nagle dzieje się inaczej, niż miało być. Zupełnie inaczej.

Inaczej niż z narzeczoną, której zmienność nastrojów, wystudiowana czułość, udawane orgazmy, niepokoiły go, z czasem zaczęły przerażać. Ciało nie kłamie –

przekonuje sam siebie. Dlatego postanawia odszukać Zuzannę.

Dla niej miał to być jednorazowy seks z obcym mężczyzną, na który, po śmierci męża, dawała sobie przyzwolenie kilka razy w roku. Z Pawłem stało się więcej. Dlatego musiała uciec. Uciec jak złodziej.

Marta Fox w swojej powieści stawia pytania o miejsce i rolę przypadku w naszym życiu. Czy przeznaczenie, jeśli jest, musi się wypełnić? Czy może wcale go nie ma i to my sami kierujemy własnym losem? Czy jest tak, jak chce Herman Hesse: jeśli człowiek, który koniecznie czegoś potrzebuje, znajdzie to, co mu potrzebne, nie daje mu tego przypadek, lecz on sam daje to sobie, własne jego pragnienie i wola ku temu go prowadzą.

Jakakolwiek by nie padła odpowiedź, wniosek jest jeden. Wszyscy potrzebujemy bliskości, czułości, ciepła i wszyscy, bez względu na przypadek i przeznaczenie szukamy ich rozpaczliwie.

W powieści Fox występuje czwórka bohaterów, oprócz Zuzanny i Pawła jest Szymon, kolega Pawła, kawaler przed czterdziestką, szukający kobiety na stałe i jest Danuta, koleżanka Zuzanny, plastyczka, w szczęśliwym związku z Julią.

Ich historie splatają się z losami głównych bohaterów. Dlaczego? Może, jak mówi Zuzanna, dlatego uciekła od Pawła, żeby spotkać Danutę. Mogłaby pomyśleć, że to Bóg czuwał, ale wolała myśleć, że Tadeusz. Przecież zawsze był po jej stronie (…)

Może więc i teraz zesłał Danutę, by Zuzanna przestała milczeć i by mogła otworzyć zatrzaśnięta drzwi. Nie ucieknie więc po raz drugi, nie zaprzepaści szansy, zacznie mówić, odrodzi się, zburzy mur, który sama mozolnie postawiła.

Szymon, będzie pierwszą osobą, której Paweł opowie o Zuzannie, pierwszą, od wielu lat, którą poprosi o pomoc:

Dlaczego, kurwa, powiedz dlaczego? Dlaczego to takie ważne? Co w niej jest, że tak cię zaczadziło?! – wrzasnął Szymon.

– W Zuzannie jest miłość. I tajemnica – Paweł odpowiedział spokojnie. – I jeszcze w niej jest dobroć i poezja. Więcej nic – dodał.

– No to, kurwa, mamy problem: miłość, tajemnica, dobroć i poezja, czyli sprawy, na których się nie znam. Ani trochę. Nie mogłeś trafić lepiej?

Nie mogłam trafić lepiej biorąc, u progu lata, do ręki najnowszą powieść Marty Fox. Jest w niej wszystko: sprawna narracja, bohaterowie skrojeni na miarę nas samych, humor, tajemnica. I miłość. Uważna jak smakowanie skrzydeł i koronkowych serwetek, świetlista, różana, bez zamrażarki.

I jest coś jeszcze. Refleksja, która zostaje po lekturze, i którą pozwolę sobie zamknąć w puencie – istniejemy tylko tyle, ile znaczymy dla innych.

 

Teresa Rudowicz

Migotania

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>