zapraszam na stronę poświęconą Melanii Fogelbaum
W płacz przeklęta młodość
Pomnika Janusza Korczaka w Bat Yam pod Tel Avivem nie można zapomnieć. Mężczyzna w geście bezradnie rozłożonych rąk, geście niemocy i rozpaczy wypuszcza dzieci, które idą w nicość, by zawisnąć pomiędzy ziemią a niebem. Ten tekst nie będzie wprawdzie dotyczył Henryka Goldszmita i jego podopiecznych, będzie dotyczył Melanii Fogelbaum, ale tytuł jej książki Drzwi otwarte na nicość przywiódł mnie właśnie pod ten pomnik. Fraza z jednego z wierszy Meli (tak pozwolę sobie o Niej mówić) w pełni oddaje życie w czasach zagłady, grozę holokaustu i los „powietrznych ludzi”. Tak nazywa ŻydówMax Nordau, dodając: żydowski naród jest powietrznym narodem. Dosłownie. Ponieważ nie ma kawałka własnej ziemi i całkowicie zawieszony jest w powietrzu, jak fruwający oblubieńcy z obrazów Chagalla. Mela dopowie: W czarodziejskim płótnie / Stanął czas (*** Na pastelowym rysunku). To, co przeczuwane właśnie miało się dokonać.
O samej Melanii Fogelbaum wiemy niewiele – data urodzenia: 5 czerwca 1911, pobyt w łódzkim getcie, gruźlica, śmierć w Auschwitz- Birkenau.
O łódzkim getcie wiadomo sporo, ukazało się na ten temat wiele publikacji. Ja posłużę się relacją-wspomnieniem osoby stamtąd. Mala Maroko Freund przeżyła holokaust, ale jak sama mówi słowami Talmudu: Jeśli kto opłakuje to, co przeminęło, otrzyma dar modlitwy. Pamięć jest modlitwą za zmarłych. Jedyną, która może ich wskrzeszać.
8 lutego 1940 roku, w 153 dni po zajęciu przez Niemców Łodzi, rozwieszono obwieszczenia, podpisane przez SS-Brigadeführera Schäffera, z rozkazem przymusowego przemieszczenia się Żydów w Łodzi do getta. Getto miało zajmować powierzchnię około 4 km2 i składać się z Bałutów, Starego Miasta i Marysina. Na tej powierzchni stłoczono wspólnie około 160 000 Żydów. Przed wojną w Łodzi znajdowało się jeszcze dalszych 75 000 Żydów, ale tym udało się wcześniej uciec przed niemiecką okupacją (…)
Getto istniało od listopada 1939 do sierpnia 1944 r. W sierpniu 1944 Armia Czerwona stała tylko 120 km od wschodniego brzegu Wisły i wyczekiwała końca polskiego powstania przeciwko Niemcom w Warszawie. Powstanie w warszawskim getcie w 1943 roku było już dawno stłumione, a Warszawa leżała w gruzach. W tym samym czasie 70 000 Żydów nadal żyło w Litzmannstadt Ghetto. Właśnie w sierpniu rozpoczęto końcową likwidację getta. Wszystkich deportowano poprzez Radogoszcz, która była stacją w odległości spaceru od getta. Stamtąd szły transporty do Auschwitz-Birkenau – pisze Maroko Freund.
Melania Fogelbaum trafiła wraz z matką Cylą Fogelbaum (zmarła w dniu 25 lutego 1942 roku) do Litzmannstadt Ghetto prawdopodobnie już w lutym 1940 roku. 1 sierpnia 1944 roku została wywieziona do Auschwitz-Birkenau, w którym zginęła w komorze gazowej w dniu przyjazdu. Miała wówczas 33 lata.
Byłaby jedną z wielu biografii niczyich, liczbą w dokumentach i statystykach. Byłaby, gdyby nie zeszyty. Dwa cieniutkie zeszyciki znalezione w gruzach getta przez Nachmana Zonanbenda tuż po wyzwoleniu Łodzi, a w nich wiersze, pośpieszne zapiski, urwane zdania (wszystkie w języku polskim).
Tyle zostało po Meli. Niezwykłe (świadczące o wielkim talencie, doskonałej orientacji poetyckiej i sprawności językowej autorki) świadectwo czterech ostatnich lat jej życia.
30 kwietnia 1940 r. Niemcy zamknęli getto hermetycznie. Zbudowali dookoła ogrodzenie z kolczastego drutu oraz płot i drewniane mosty nad pewnymi ulicami, którymi tramwaje przejeżdżały przez teren getta. Co odróżniało getto w Łodzi od getta w Warszawie, to całkowite odizolowanie. W getcie w Warszawie istniał pewien kontakt z ludnością polską, co umożliwiało ruch oporu i szmuglowanie broni do getta. W ten sposób mogło dojść do powstania 19 kwietnia 1943 r. Tam do końca toczyła się heroiczna walka, w której ludność żydowska z bronią ręku broniła się przed nazistowską potęgą.
Ogrodzenie z kolczastego muru, które wspomina Maroko Freund, zapisze też Melania. Zapisze również głodne oczy, strach, zimno, dni jak słoma zmierzwione w zawszonym legowisku. To wers z wiersza Andula Sara.
Kim była bohaterka wiersza? Koleżanką, może przyjaciółką, która pewnego dnia „sfrunęła” z mostu. To w niej dostrzeże Melania cały ród matek, córek, żon, kochanek, obłąkanych topielic. Na most nad oczu mrowie / w włosach przyniosłaś noc / w oczach kwitnący płacz / i skrzydła rozwiane płaszcza / czy chciałaś gdzieś na progu ostatnią nieść wieść / w dnach oczu przed tobą schował / Rachelo czarny Jehowa / W kwadrat płaszcza dzień tragicznie powiał / Ewę Julię Rut Ewę Żydowską Ofelioczeską Rachel (Andula Sara).
Umierać trzeba szybko, tak by nie zdążył się zorientować brunatny i zielony „szupo”. Tylko wtedy możliwe jest tak prosto z mostu runąć w huk wiosła ulicy. W kraciastych skrzydłach płaszcza / rozwiał się na wietrze i krwawi / miłości i buntu ptak (*** ku jakiemu miastu). Tylko raz, jedyny raz, Mela wspomina o oprawcach. Nazywa ich. O wspomnianych przez Melanię wartownikach pisze również Maroko Freund: Granice getta były pilnowane przez niemieckich wartowników Schupo, którzy mieli rozkaz zastrzelenia każdego Żyda, który starałby się opuścić getto bez pozwolenia.
W wierszach Melanii Fogelbaum pojawiają się i inne postaci: cuchnące wonne Magdaleny, blade Anity tańczące na linach, wszystkie siostry zmęczone czekające na jutro. Jest i Gotlib, który nocą modlił się do gwiazd / o rychłą śmierć / w dzień pod topory córczynych rąk kładł / głowę za skradziony olej (Gotlib).
Jest, chory na dyfteryt Lejbele lub Łojbełe i czarna koronka karawanu. Krup.
Czerń i czerwień to częste, choć nie jedyne, kolory w wierszach Melanii. Oto kilka przywołań: czarny Jehowa, krwawa czerwona żółć nasturcji, jarzębiny sypiące koralową płonicą, czarne malwy.
Symbolika malwy jest szeroka i różnorodna: spokój, łagodność, ale także boleść i miłosierdzie. W starożytności kwiat ten uchodził za znak prośby o przebaczenie.
Czy spopielone, czarne malwy to znak, że przebaczenie nie jest możliwe, tak jak nie jest już możliwy spokój, łagodność i miłosierdzie?
Gdybym miała jednym słowem określić poezję Melanii Fogelbaum, byłoby to słowo: synestezja. I znów, żeby nie być gołosłowną przywołam fragment wiersza: od stajen bucha jesienna wiosna / dłoń szarpie ciszę w obojętnych drzwiach / drżenie pod sercem już rozkrzyczy dale / zostaniesz twarzą wśród fiołków i strachu/ i nocą zamkniętą w milczącym Pueblo / a mnie się marzy droga w południe/ las rozgorzały w jesiennej wiośnie / fioletowe sny fiołkowe (*** w szybie się wkradła rtęć pachnąca).
W kilku wierszach Meli pojawia się też postać św. Wita. Mimowolne, konwulsyjne ruchy kojarzone z pląsawicą zwaną też tańcem św. Wita przywołał mi na myśl fragment autobiograficznej powieści Życie trwa cztery dni Stefana Otwinowskiego, w którym pewnego sobotniego wieczoru brodzący w gęstej mgle Stefan słyszy tragiczną modlitwę miotających się w rozpaczliwych konwulsyjnych drgawkach Żydów. W Kaliszu przy ulicy Stawiszyńskiej pod numerem 4 mieścił się Żydowski Dom Starców. To skojarzenie być może ma uzasadnienie, być może jednostajne ruchy czarnychpostaci w długich chałatach to nie tylko religijny obrządek, ale też swoisty rodzaj choroby sierocej, zatracenie poczucia czasu, granicy między jawą, a snem, dniem i nocą, życiem i śmiercią. Stąd już tylko krok do obłędu.
W getcie znajdowały się co najmniej trzy „szpitale”. Przy ulicy Wesołej, przy Łagiewickiej i na Marysinie, gdzie był szpital zakaźny. Ciągle brakowało lekarstw. Epidemie, gruźlica, tyfus i inne zakaźne choroby, nieprzerwanie władały gettem. W porze nocnej i czasami nawet podczas dnia zamykano terytorium szpitala a pacjentów ładowano na ciężarówki do transportu w „nieznanym kierunku”, co było jednoznaczne z egzekucją. Część z nich zmarło podczas transportu, a pozostałych skazano na śmierć przez zagazowanie w specjalnych samochodach, lub uśmiercono w Chełmnie nad Nerem – pisze Maroko Freund.
Melania Fogelbaum musiała zachorować na gruźlicę w getcie. Brak lekarstw, głód, bardzo złe warunki życia spowodowały galopujący rozwój choroby. 1 sierpnia 1944 roku nie miała już siły, by wstać. W ostatnią podróż została zaniesiona na noszach. Jednym z ostatnich wierszy w zeszycie jest wiersz Północny dom: W bezmyślnych szybach żywy wiatr / przez liście odrętwiałe chłodem / co dzień tych samych dni / zostaje zamęt// przemija / i klątwa żółtych zamiast słońca tapet / i w płacz przeklęta młodość.
I jeszcze jeden, ostatni fragment wspomnienia Mali Maroko Freund: Kiedy Armia Czerwona wyzwoliła Łódź, w Litzmannstadt Ghetto było 877 ludzi pozostałych przy życiu. Szef getta, Biebow, nie zdążył jeszcze skazać ich na śmierć. Z tych pozostałych, 600 należało do tzw. Aufräumungskommando, którego zadaniem było posprzątanie po nas, którzy zostaliśmy wywiezieni. Dla kierowników tego sprzątania zostały już wykopane na żydowskim cmentarzu duże rowy. Na rozkaz Hansa Biebowa, mieli zostać rozstrzelani, gdy już wszystko zostanie uprzątnięte. Dodatkowo, wyszła z ukrycia pewna liczba osób, które ukrywały się od czasu ostatniej wywózki. Razem było ich 877 – pozostałych przy życiu.
Zeszyt Melanii Fogelbaum to panoramiczny obraz łódzkiego getta, wielopostaciowy i zmieniający się ze strony na stronę. Przez drzwi otwarte na nicość przechodzą po kolei Ewy, Sary, Rachele o obłąkanych oczach, dzieci o wzdętych brzuchach, mężczyźni w chałatach w konwulsyjnym tańcu św. Wita. Myśli Melanii są rwane, często niedokończone, pismo w wielu miejscach nieczytelne. Kto czuje ból, niech go wypowie – naucza Talmud. Kto ma nadzieję, niech ucieka w noc jakąś / czerwoną od kwiatów / a w słońcu gdy strzępią się krwawo / płomyki goździków / w słońcu czerwieni się / daleka senna Waikiki (*** Czasem tylko w noc jakąś).
„…Wymieńmy z imienia trzy miejsca: wyspę, Ziemię Obiecaną, pustynię. Są to trzy miejsca aporetyczne: bez wyjścia lub pewnej drogi, bez szlaku ani kresu, bez zewnętrza, którego mapa byłaby przewidywalna, a program policzalny. Te trzy miejsca są metaforą naszego horyzontu, tu i teraz”. Zacytowany przeze mnie Jacques Derrida wyraźnie wskazuje, nazywa po imieniu miejsca-symbole naszego bycia. Wyspa jest odosobnieniem, osamotnieniem, ucieczką. To szeroki symbol, obecny w religiach, mitach, literaturze, sztuce. Dość wspomnieć: wyspy szczęśliwe, Ogygię – bajeczną wyspę na pępku morza, Atlantydę, wyspy z powieści Krasickiego, Defoe czy Dumasa. Jest to wreszcie stały ląd pomiędzy wodami, a więc namiastka bezpieczeństwa, pewności, azyl. Daleka senna Waikiki – tam uciekała od głodu, chłodu, strachu i choroby Melania Fogelbaum.
Cieniutki zeszyt, pożółkłe kartki, zapiski – synogarlice krwawych zmierzchów lecące na płonących skrzydłach. A może Feniks. Może jednak Feniks? Rok 2012 zakończył się wydaniem książki Melanii Fogelbaum. Stało się to możliwe dzięki Markowi Piechockiemu i Leszkowi Żulińskiemu.
Piechocki „poznał” Melę dzięki artykułowi Leszka Żulińskiego zamieszczonym na witrynie pisarze.pl. Żuliński miał skany wierszy Meli i od lat nosił się z zamiarem wydania ich w formie książkowej. Niestety charakter pisma był w wielu miejscach (w zbyt wielu) nieczytelny. Marek, po mozolnej, grafologicznej pracy, odczytał skany i dzięki jego staraniom wydawniczym książka ukazała się drukiem. W komentarzu edytorsko-redakcyjnym Leszek Żuliński pisze:
Książka ta przywraca większość spuścizny dotąd w pełnych rozmiarach nieznanej. Wiersze te były pisane w atmosferze narastającej paniki wojennej; w wielu przypadkach są to zaledwie zaczątki pomysłów, pojedyncze wersy, których już nigdy Autorka nie miała okazji rozwinąć, typowe „szumy, zlepy, ciągi”, także impresje i refleksje, które zatrzymały się na etapie notatki poetyckiej, a nie zamkniętego utworu. Ale i te epigramatyczne fragmenty wydały nam się warte ocalenia. Po prostu podajemy w tym tomie to, co mogliśmy odczytać. A udało się odczytać prawie wszystko. Reszta zostaje domysłem i zamazaną nutą na pięciolinii dramatycznego czasu…
Mamy nadzieję, że ta próba pomoże twórczości Melanii Fogelbaum powrócić do nas – dzisiejszych; że ten tomik będzie Jej Feniksem!
Teresa Rudowicz
Melania Fogelbaum Drzwi otwarte na nicość, opracowanie i komentarze Z. Marek Piechocki i Leszek Żuliński, Wydawnictwo Sonar Literacki, Gorzów Wlkp. 2012, s. 158
Cytowane przeze mnie fragmenty pochodzą z artykułu, który ukazał się w czasopiśmie „Zwoje” w 2003 roku. Andrzej Kobos tak pisze: „Poniższa relacja z Getta w Łodzi i z niemieckich hitlerowskich obozów koncentracyjnych jest relacją naocznego świadka z własnych, tragicznych przeżyć Autorki, wówczas dorastającej dziewczynki. Tekst ten jest bardzo obszernymi fragmentami książki Autorki w języku szwedzkim pt. Deras namn kan ännu viskas („Imiona ich można wciąż szeptać”), Megilla Förlaget, Bromma 1997 (Szwecja), przetłumaczonej na język polski przez Barbarę Kobos Kamińską w roku 2003.