Dziewanowski, Siedemnaście tysięcy małpich ogonów

Wszyscy jesteśmy w drodze do Bello Horizonte

 

Słowo – jakkolwiek byśmy się nie starali – to jedynie (mocno niedoskonałe) narzędzie poznania, dzięki któremu zbliżamy się do prawd cząstkowych. Całkowite zgłębienie sensu naszej egzystencji pozostaje nieosiągalne. Jest jak linia horyzontu, zarazem pewna i tajemnicza, jednak na pytanie „co za tą linią?” nie ma odpowiedzi, jedynie przeczucie, domysły, wiara, że „za kolejną siną dalą druga dal”.

Samo słowo niczego nie zatrzyma, nie odwróci, nie cofnie, ale skoro człowiek, jako jedyny, ma możliwość nazywania, a poeta, dodatkowo ma umiejętność panowania nad słowem, może i powinien próbować rozjaśniać ciemność, choćby fragmentarycznie, po kawałku.

            Książka Tadeusza Dziewanowskiego pt. „Siedemnaście tysięcy małpich ogonów” (III nagroda w konkursie Złoty Środek Poezji, Kutno 2012) jest próbą podświetlenia fragmentów rzeczywistości, obecnej i minionej, próbą złożenia z nich uniwersalnej i mądrej opowieści.

            Według stoików, człowiek, jako jedyny byt żyjący ma podwójny logos,

wewnętrzny – tożsamy z rozumem i zewnętrzny – wypowiedzianą mowę. Oba rodzaje są częścią logosu kosmicznego – natury. Podlegamy jej odwiecznym prawom, zawsze pojedynczy, odrębni, samotni.

W tytułowym wierszu Dziewanowski wyznaje: „Przyprawiłem siedemnaście tysięcy małpich ogonów literze a/ Do tego trochę kresek pionowych, poziomych i ukośnych/”, by stwierdzić, że „góry stoją nieporuszone”. To niezwykły wiersz z niezwykłą puentą, prostą, ale jakże mądrą:

„Ułóżcie się wszystkie słowa moich wierszy w sens jedyny!

Czy wtedy Logos skieruje papierowy okręcik

Do drugiego brzegu kałuży?”

Pierwsza część książki Tadeusza Dziewanowskiego zatytułowana jest „W drodze do Bello Horizonte”, ale nazwa miasta jest tu tylko metaforą. Wszyscy jesteśmy w drodze, a linia horyzontu jest naszą jedyną pewnością.

Upływający czas, wczoraj przechodzące w jutro, wspomnienia, chwile zatrzymane w kadrze, refleksja nad własnym miejscem w długim łańcuchu wzajemnych powiązań – kulturowych, historycznych, rodzinnych. Pojawiają się miejsca, twarze – dawnych przyjaciół, przodków. W wierszu „Cztery sny o Kresach”. Dziewanowski na przestrzeni zaledwie piętnastu wersów, przez pryzmat rodzinnej historii, opowiada (i to jak opowiada!) historię Polski – powstanie styczniowe, rewolucję, łagry, rzeź wołyńską i holokaust – „Nikomu nie udało się przejść przez Ulicę Krokodyli”.

            Człowiek – za Tadeuszem Kielanowskim – jest jedyną istotą żywą, która wie o tym, że umrze i potrafi snuć na ten temat rozważania. „Abyś nigdy nie bał się śmierci, nieustannie o niej rozmyślaj – twierdził Seneka i dodawał – tylko w ten sposób podporządkujesz emocjonalną obawę i strach zdrowemu rozsądko­wi i umysłowi. Nie ma potrzeby narzekać i zadręczać się z powodu śmier­ci innych lub własnej. Śmierć przywraca nam stan spokoju, w którym trwaliśmy przed naszym urodzeniem. Kto się lituje nad tymi, którzy już pomarli, niech się również lituje nad tymi, którzy się jeszcze nie urodzili. Śmierć nie jest ani dobrem, ani złem. To tylko może być dobrem lub złem, co jest czymś istniejącym. Nie może być nieszczęś­liwy ten, kto nie istnieje. Kto umarł, przeszedł do krainy wiekuiste­go pokoju”.

W drodze do Bello Horizonte JEST przechodzi w BYŁO. Jeszcze wczoraj „ My postacie z Chagalla z sercami z pieroga/ Lecieliśmy na boku pod sufitu niebem” (Było), dziś, świadomi przemijalności, wiemy, że za chwilę obudzimy się w innym świecie, w którym „nie żałuje się już/ Stłuczonej filiżanki Rosenthal” (Małe pocieszenie dla umarłych).

Dziewanowski próbuje w prostych słowach zamknąć eschata, oswoić swoją wędrówkę ku, rozpisać ją pomiędzy wczoraj i jutro, dzień i noc, dzieciństwo i starość.

„pani nie powiedziała/ skąd się biorą dzieci/ nikt jej też nie spytał gdzie znikają/ stare dzieci które straciły zęby/ i włosy zapomniały jak się chodzi/ i znowu robią w pieluchy” – pisze w wierszu „Tajemnica dzieci”.

Jest i ciało – rozmiar M, które „chciałoby być pewnie astralne albo kosmiczne/ Żeby nie śmierdzieć i nie boleć/ Niestety jest zupełnie materialne, białkowe (Ciało i poganiacz).

Druga część książki Tadeusza Dziewanowskiego pod tytułem „ American dream” to wiersze pisane od kwietnia do czerwca 1998 w Seattle i Seatlle-Broadmoor.

Znów pojawiają się twarze: Peter, Roberta, pomyleniec boży, pani Cotton, student, prawie biały mulat o dziewczęcej urodzie. Pojawiają się i mijają jak czas spędzony za wielką wodą, zostawiają ślad – refleksję, uniwersalną prawdę: „Wplątałem się w życie obcych ludzi/ Jak nietoperz we włosy/ Na drugiej półkuli tyle słońca! (*** Szybuję nisko)

„Akt mowy” jest ostatnią częścią tomiku. Wiersze o wierszach znów wracają do pytania o Logos, o jego pierwotne znaczenie. „Jestem cieślą słowa” – powie poeta w utworze „Dzikie pola”, rzemieślnikiem, który z rozsypanych liter składa nowe wyrazy, łączy je w zdania. „Duch mowy dmie we wszystkie piszczałki”, ale sens – „czeka cierpliwie poza słowami” (Akt mowy)

Tak czytam debiutancki tom Tadeusza Dziewanowskiego – cierpliwie, poza słowami. Poeta nie śpieszył się z debiutem, zbierał, gromadził (wiersze pochodzą z lat 1998 – 2011), porządkował. Nie ma tu przypadkowych tekstów i nie ma przypadkowych słów. Nawet jeśli Logos nie zmieni kierunku papierowej łódeczki, akt mowy zawsze pozostanie aktem twórczym i tam, poza słowami, spotkamy się wszyscy. Za piękną linią horyzontu czy „na końcu ciemnego tunelu” (Wzór na szczęście), nieważne jakie jest tam, istotne jest to, że gdy mylą się znaczenia „ratunek może być w znakach/ Scalam się więc od nowa/ Ze szczególnych liter/ Dźwięki zostaną w chaosie/ Dopóki nie usłyszę swojego imienia/ Wypowiedzianego w mowie delfinów (Gdy mylą się znaczenia).

 

artykuł ukazał się w TOPSIe 2012

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>