Dziedzic, Wyspa

Piąta strona świata (o „Wyspie” Darii Dziedzic)

…Wymieńmy  z imienia trzy miejsca: wyspę, Ziemię Obiecaną, pustynię. Są to trzy miejsca aporetyczne: bez wyjścia lub pewnej drogi, bez szlaku ani kresu, bez zewnętrza, którego mapa byłaby przewidywalna, a program policzalny. Te trzy miejsca są metaforą naszego horyzontu, tu i teraz. Zacytowany przeze mnie Jacques Derrida wyraźnie wskazuje, nazywa po imieniu miejsca-symbole naszego bycia. Wyspa jest odosobnieniem, osamotnieniem, ucieczką. To szeroki symbol, obecny w religiach, mitach, literaturze, sztuce. Dość wspomnieć: wyspy szczęśliwe, Ogygię – bajeczną wyspę na pępku morza, Atlantydę, wyspy z powieści Krasickiego, Defoe czy Dumasa. Jest to wreszcie stały ląd pomiędzy wodami, a więc namiastka bezpieczeństwa, pewności, azyl. Ten mocno zakorzeniony w świadomości symbol pojawia się też w najnowszej książce Darii Dziedzic. Na Jej wyspę podpływałam wolno i ostrożnie, okrążałam kilkakrotnie, długo i uważnie przyglądałam się brzegom. Czułam instynktownie, że kryje coś więcej niż widać z zewnątrz, i że wejść na nią może tylko ktoś delikatny, wrażliwy, ktoś, kto nie naruszy panujących tu reguł. Jeśli uszanuje jej prawa, wyspa odwdzięczy się bogactwem doznań. Nie rozczaruje.
Jaka jest zatem Wyspa młodej poetki z Dąbrowy Górniczej? Jeśli nie bezludna, to z całą pewnością samotna, osobna (ciśnie mi się na usta słowo wyobcowana), choć stanowi część archipelagu. Owo TAM – schronienie i ucieczka, gdzie jest inaczej, cieplej, czasem bywa mroźniej./ Zależy od pory roku, nastroju, rodzaju cierpienia (…) [Wyspa].
Wyspa jest młoda, pełna dziecięcych zabaw, błękitnych żyraf, syrenich łusek, owocowych wróżb, magów rzucających czary i baobabowych cukierków, które tak ładnie pachną. [Urojenia]
To miejsce gdzie rodzi się pragnienie. Narodzin? Przepoczwarzenia? Zmiany? Od rana stoję na brzegu, a oni wymyślają mi/ imię, zastanawiają się, jakie będzie pasować najbardziej,/ a może żadne. Bezimiennym też jest dobrze,/ nie przejmują się niczym, żyją z dnia na dzień, nie muszą/ wyciągać wniosków – czytamy w wierszu Znaki.
Dlaczego Derrida przeciwstawia wyspę pustyni i Ziemi Obiecanej? Dlaczego właśnie ten, otoczony wodą, skrawek lądu ma być nowym porządkiem/początkiem, nowym stawaniem się JA?
Zaczynamy się od imienia. Litery porozrzucane bezładnie nie znaczą nic, są chaosem. Połączone nabierają sensów, znaczeń, dają imiona. Co nazwane, istnieje. Co zapamiętane, trwa. Na przykład serce, most, gwiazda. One są pod ochroną,/ nikt ich nie skreśli z pamięci. [Ostrzeżenie]
Świat podmiotu lirycznego to oswojona przestrzeń, ale przestrzeń zamknięta: we własnym ciele, w lęku, na przykład przed chłodem, dotkliwym zimnem samotnej wyspy. Skrawek lądu nie daje wielu możliwości. Możesz obchodzić go w koło albo tkwić w jednym miejscu, możesz patrzeć w morze, tęsknić i czekać. Na drugą, inną wyspę – Z siódmego piętra/ ładniejszy widok na twoje okno, na kolejne/ wyspy.[Wylęg]
Potrzeba ciepła, bliskości drugiego człowieka, widoczna jest w wielu wierszach, choć nie jest łatwo zżyć się z kimś obcym,/ po tylu skokach w przepaść [Puzzle]. Namiętność, czułość, niezrealizowana, boleśnie pojedyncza, nieznośna, szczególnie nocą. Dziś widziałam/ jak przemykasz pomiędzy tam i tu i tym razem znów/ obudziłam się martwa. [Medium]
Pustynia Derridy kojarzy się z pustką, bezludziem, bezkresem. Ziemia Obiecana to spełnienie, miejsce idealne, koniec wędrówki. Wyspa może się zmieniać, ewoluować, przekształcić, może się zestarzeć i zniknąć jak tysiące innych. [Wyspa]
Zanim to się stanie, zanim pochłonie nas głębia, śnijmy o miłości, czułości, pełni. Połączmy mostem odległe lądy. Tylko tak można dojrzeć przyszłość, choć woda/ zniekształca odbicie, ale myślmy, że będzie dobrze,/ więc uśmiechnij się, książę, morski koniku,/ uśmiechnij. [Plankton]
Wyspa Darii Dziedzic to głębokie studium samotności, lęku, braku. To piękny i mądry tom dla wszystkich wędrowców-żeglarzy, którzy, dryfując pomiędzy Scyllą i Charybdą, szukają właściwego kierunku, zmierzają ku. Nie wyłącznie ku śmierci, ale ku bliskości z Innym, ku miłości wreszcie, „uskrzydlającej”, dającej obietnicę powrotu.
Drugą stroną ruchu człowieka wzwyż jest ruch w głąb. Powtarzając za ks. Tischnerem: Im wyżej znajdujemy się w niebie, tym głębiej wchodzimy w siebie. Stać się mieszkańcem nieba znaczy zarazem: stać się sobą dla siebie, osiągnąć „rdzeń siebie”. „Rdzeniem” człowieka jest miłość. (…)
Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą – znamy przecież dobrze tę maksymę.
Chcę zrozumieć świat – prosto, po dziecięcemu, wyznaje poetka i dodaje – zanim znów drobne ziarenka wypełnią dno oka/ i przestaniemy się widzieć. [Żerowisko]
Zanim wbiegniemy w życie, nieuważnie, obojętnie, prędko, spędźmy kilka chwil na wyspie Darii Dziedzic. Warto.

Teresa Rudowicz

[Daria Dziedzic: Wyspa, Mamiko, 2010]

artykuł ukazał się w Salonie Literackim

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>