Dakowicz, Place zabaw ostatecznych

Place zabaw ostatecznych Przemysława Dakowicza to swoisty traktat filozoficzny, w którym misternie ułożone, niczym w bizantyjskich mozaikach, różne wierzenia, religie, kultury, zjawiska paranormalne i elementy popkultury dają niezwykle sugestywną, głęboką i mądrą opowieść. O życiu, śmierci, kondycji współczesnego człowieka, kosmicznym porządku, w który wpisane są nasze losy. Motyw koła, boska wieczność jako okrąg o nieskończonym obwodzie.

Cokolwiek jest w jakiejkolwiek części czasu, współistnieje równocześnie z wiecznym[1], zdaje się powtarzać Dakowicz za świętym Tomaszem lub towarzyszy Dantemu w jego wędrówce po Raju:

           Natura świata, która wielorakim

                     sferom ruch daje krążący dokoła

                     miejsca, co jedno spokoju jest znakiem,

 

                     tutaj początek jest i koniec koła:

                     to niebo w żadnym nie mieści się dalej (…)[2]

 

Świat to przede wszystkim nasz prywatny mikrokosmos, stwarzany wciąż od nowa z rzeczy ważnych takich jak klejenie latawca. Wszak na początku była listewka / długa prosta / lekka jak oddech [ecriture]. Ojciec – nauczyciel świata – rozwija linkę: furkotała mu w rękach / wołaliśmy tato tato / zaciskaliśmy dłonie na jego dłoni [tamże], jeszcze nieświadomi przemijania, odejścia, utraty. Szybka zmiana masek w teatrum mundi i oto syn – dziś ojciec – stwarza świat dla córki, nazywa, objaśnia domy, śnieg, samochody, ludzi. Już wie, że w każdej chwili kryje się wieczność i każda wieczność jest chwilą, a nasze tu i teraz zmienne jest jak rzeczywistość za szybą, na trzynastym piętrze wieżowca [patrzymy przez okno].

 

Homo viator – pchany wciąż do przodu – pewnego dnia ustępuje miejsca kolejnym wędrowcom. Często balansuje na krawędzi, tańczy na linie. Jak w Poemacie echolalicznym. Idź. To niezwykły wiersz, inspirowany poezją Eliota, w którym wykorzystuje Dakowicz symbol liny, po której, według Mahometan, w dniu Sądu Ostatecznego będzie musiał przejść każdy zmartwychwstały.

Motyw liny, mostu, spinającego ziemskie TU i pośmiertne TAM, pojawia się w wielu religiach, wierzeniach, kulturach. Idź – to nakaz, wewnętrzny imperatyw, siła, która dokona się niezależnie od naszej woli. I choć nić wżyna się w podeszwę stopy, choć czasem tracimy równowagę, przejście jest koniecznością, jedyną drogą, wspólną wszystkim żyjącym.

Masz uszy i słuchaj – powtarza Dakowicz biblijną prawdę. Słuchaj – głosów nocy bębny dudnią i kwilą kościana piszczałki / śpiewa humus bulgoce guano / a tyś jest czółenko / osnowa / i wątek.

Poeta sprawnie żongluje motywami, buduje piętra znaczeń, świadomie łącząc kolejnymi mostami bardzo odległe lądy: głos wołającego, tańczącą Salome, opętaną Anelise Michel i zahibernowane ciało Disneya. Masz uszy? Słuchaj – głos / jeszcze bełkoce / znika / pod powierzchnią // przyłóż dłoń do ucha// może / coś tam / usłyszysz.

Owo JA, nasze własne, tak proste do znalezienia, że prawie niemożliwe. Czegokolwiek się nie chwycisz, TU jesteś tylko raz. Wybieraj – GPS-y, gabinety transgresji, selektywne kasowanie pamięci, uzdrawiające seanse, wróżki, karty tarota, magię próby wychodzenia poza. Kimś innym, kimś innym chciałbyś być, opuścić / to ciało, cielsko, duszę, duszyczkę, siedzieć na innych / kanapach, jeść nie tego schabowego z inną kapustą / na większym talerzu, patrzeć na inne krajobrazy (…) [Wyrzygnąć. Traktat o całości].

Możesz wspinać się po stopniach pokory, wędrować na swoją górę Karmel. Nie powiększaj ciemności, jest wystarczająco ciemna [tamże] – powtarza Dakowicz za świętym Janem od Krzyża. Ciemność/noc, kategoria teologiczna – wynik odniesienia naszego życia do Boga – jest jednocześnie kategorią psychologiczną określającą uczuciową oschłość i duchową pustkę. Nie bez powodu mottem Traktatu o całości czyni poeta słowa Josepha Marii Verlinde’a: Odmienność boska zredukowana do minimum nie zagraża zanikającemu podmiotowi osobowemu. Ten belgijski duchowny katolicki przeszedł długą drogę, długą noc, poznał prawie wszystkie filozofie i religie wschodu zanim znalazł to, co cały czas było obok.

Przemysław Dakowicz bliski jest pierwotnemu chrześcijaństwu, regułom świętych Bernarda i Benedykta, naśladowaniu Chrystusa. Upodobnienie się do Jezusa cichego i pokornego serca jest fundamentem duchowości chrześcijańskiej. Religia chrześcijańska, za którą opowiada się poeta, uległa zniekształceniu, zdeformowaniu, a może – jak chciał Nietzsche – Bóg umarł, a jego miejsce zajęły dyżurne bożki. Człowiek współczesny przestał odczuwać obecność Boga, przeniósł go w sferę abstrakcji, stworzył nowe wartości służące łatwemu, wygodnemu życiu, opartemu na przyjemnościach. Może i chciałby widzieć na własne oczy spotkać się z kimś na szczycie drabiny [tamże]. Może i chciałby, ale zamknięty w cywilizacyjnej pułapce szuka po omacku, często chaotycznie, albo nie szuka wcale, a kolejni szaleńcy wykrzykują Gott ist tot. Jeśli porzuca się wiarę chrześcijańską – rzecze Nietzsche – to tym samym pozbawia się prawa do moralności chrześcijańskiej. Jeśli wyrywa się z niego [chrześcijaństwa] podstawowe pojęcie, wiarę w Boga, to tym samym rozbija się również całość: wówczas nie pozostaje już nic koniecznego. Nawet śmierć zdaje się nas nie dotyczyć. Gdzieś obok anonsów Kliniki Paznokcia / i Fryzjera Zwierząt Futerkowych [Bardzo dobra jest śmierć] pojawia się i takie: Na podstawie fotografii i daty urodzenia / przewiduję termin i szczegółowo charakteryzuję / okoliczności zgonu (…) [tamże] Przygotujemy się jakoś. Bez zaskoczenia. Dobra. Bardzo dobra jest śmierć, która stoi / za plecami, klepie cię po ramieniu / i za każdym razem zanim się obejrzysz / wkłada inną twarz [tamże].

Całe dzieje ludzkości są areną walk dobra i zła. Rozdarciem pomiędzy civitas dei a civitas terrena. Spektakularne objawienia, kręgi w zbożu, efekty specjalne, cuda i nihil novi sub sole. Nie zmieniło niczego wskrzeszenie Łazarza, wszyscy zostawili go w spokoju / jak gdyby dopiero po wskrzeszeniu umarł na dobre / zapadł się pod ziemię [Łazarz]. A może jest tak jak chce Pelagiusz, może poczęci bez cnoty i bez występku żyjemy tylko tu i teraz. To zaś, czy wybierzemy cnotę czy występek, zależy tylko od naszej decyzji i wysiłku. Może nasza natura nie jest skażona przez grzech pierworodny, a życie i męka Chrystusa nie były koniecznym aktem odkupienia.

Jakkolwiek jest, mamy jedną pewność. Wszyscy odpłyniemy na place zabaw ostatecznych. Wszyscy bez przygotowania i treningu przejdziemy po linie.

Teresa Rudowicz

Internetowa Gazeta Kulturalna Salon Literacki X 2011

[1] Tomasz z Akwinu, Suma contra Gentiles, ks.I, rozdz,54

[2] Dante, Boska komedia, Raj, pieśni XXVII-XXVIII

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>