Maria Konopnicka – Aneta Kolańczyk (audio)
Audycja z autorskiego cyklu Anety Kolańczyk pt. „Nasze kulturowe dziedzictwo” emitowanego od III 2003 do I 2005 przez Katolickie Radio Diecezji Kaliskiej „Rodzina”. Czyt. Aneta Kolańczyk i Janusz Wysogląd. link do audycji na stronie asnykowskiej fonoteki
Matka Polka schodzi z cokołu
Aneta Kolańczyk
„Dwoistość postaci Aspazji czy pani de Pompadour można łatwo zrozumieć w konkretnym doświadczeniu. Jeśli się jednak zakłada, że kobieta jest Modliszką, Mandragorą, Demonem, to umysł staje bezradny, odkrywając, że jest również Muzą, Boginią-Matką albo Beatrycze”.
Cytat z „Drugiej płci” Simone de Beauvior uczynię punktem wyjścia do rozważań o kobiecie, wokół której przez całe lata tworzył się mit pieśniarki prostego ludu, orędowniczki uciśnionych, bogoojczyźnianej wieszczki i Matki-Polki. Próba jej demitologizacji wywołała iście rejtanowską obronę środowisk prawicowych z Arturem Zawiszą na czele, który ukuł, na stałe już obecny w zbiorowej świadomości, termin „kłamstwo Konopnickie”.
Samo słowo „kłamstwo” jest tu nie na miejscu, bo jeśli dobiera się wizerunek do ram, a nie odwrotnie, to wizerunek ten zawsze będzie fałszywy i niejasny.
Przycięliśmy biografię Konopnickiej tak, by pasowała do wezwania „tak nam dopomóż Bóg”, do piwnicznej izby i sierotki Marysi. Dopasowaliśmy jej portret do biało-czerwonych ramek ozdobionych polnym kwieciem i bosą gęsiareczką. Trudno się dziwić, że pokazała nam język. I trudno nie wykrzyknąć: „Nareszcie!”
Mój ojciec był mistyk
Jeśli wierzyć psychologom, atmosfera rodzinnego domu jest kluczem do naszego życia, ona decyduje o przyszłych wyborach, relacjach z innymi ludźmi, związkach.
Maria Konopnicka urodziła się w Suwałkach 23 maja 1842 roku, jako drugie dziecko Józefa Wasiłowskiego i Scholastyki z Turskich Wasiłowskiej. Jej ojciec, prawnik został, w 1849 roku przeniesiony z Suwałk do Kalisza i objął posadę w kaliskim trybunale.
Maria i piątka jej rodzeństwa dorasta w purytańskim, średniozamożnym domu, do którego raczej nie przychodzą goście i w którym czyta się to, co „nie psuje” umysłów, czyli święte księgi i poezję romantyczną.
„Atmosfera naszego dziecięctwa była bardzo różna od tej, w jakiej dzieci żyją zwykle” – pisze Konopnicka w liście do Antoniego Wodzińskiego – „Ojciec mój był mistyk, ogromnie religijny, samotnik, oddany pracy i dzieciom. Prawie mizantrop, wychowywał nas zgoła bez kobiecego wpływu, czytując nam książkę „O naśladowaniu Chrystusa”, którą tak samo jak i wiele ewangelii i przypowieści biblijnych umiałam w pierwszym niemal dziecięctwie na pamięć. Petów naszych poznałam też z ust ojca i z naszych wieczornych z nim rozmów i czytań. Naprzód Karpińskiego, potem Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego znacznie później i na własną rękę. Dom nasz sierocy był prawie zakonnym domem, nie przyjmowano w nim i nie oddawano żadnych wizyt, nie prowadzono żadnych wesołych światowych rozmów, a spacery, na które nas ojciec prowadził, miały za cel zwykły cmentarz”.
Z tego samego listu pochodzi dziwne i zastanawiające zdanie: „Mało pamiętam matkę”. Dziwne o tyle, że w chwili śmierci Scholastyki Wasiłowskiej (zmarła 29 marca 1854 roku) Maria nie jest już dzieckiem, ale dwunastoletnią panienką. Dlaczego więc wyparła matkę z pamięci?
Na to pytanie bardzo trafnie odpowiada Halina Sutarzewicz: „Mówi się często o tym, że w utworach Konopnickiej odbiła się tęsknota za ciepłem macierzyńskiej miłości, że serdeczne uczucia dla różnych prostych kobiet, Anuś czy Urbanowych, stąd także płyną, że one wychowały poetkę. Popatrzmy trochę na życie małej Mani i los pani Scholastyki jak na życie zwykłych ludzi, nie zaplątanych w sprawy literatury. Młoda, przypuszczalnie nie bardzo zdrowa kobieta (umarła mając lat 34), która od 21 roku życia co dwa lata, lub nawet częściej, wydaje na świat dziecko. Czy może w tych warunkach wiele uwagi poświęcać dwóm najstarszym córkom? Czy nie można sobie wyobrazić, że jedna z nich, przewrażliwiona, a w każdym razie bardzo uczuciowa, będzie cierpiała nad swoim opuszczeniem, zaniedbaniem na korzyść młodszego rodzeństwa”.
Subtelna, wrażliwa natura dorastającej dziewczyny potrzebuje miłości. Nie znajdzie jej w domu rodzinnym, w „gnieździe sierocym”, jak go nazywa. Nie znajdzie jej również u boku tego, któremu w 1862 roku powie: „Ślubuję Ci miłość aż do śmierci”.
Byle nie w środę
„Piękna rzecz – pisze Konopnicka do Orzeszkowej. – Przerzucają cię w świat inny, inne życie – dają ci nowe nazwisko, położenie i stosunki”.
Jarosław Konopnicki, przystojny szlachcic-ziemianin z Bronowa w powiecie Łęczyckim, jej „anioł wąsaty”, ma być ucieleśnieniem marzeń o czarnookim junaku. Jest szczęśliwa. Radośnie skanduje: „śro-da!, śro-da!”
Ta sama środa stanie się później najbardziej nielubianym dniem tygodnia. Kiedy w 1902 roku zostanie poproszona o wyznaczenie daty swojego jubileuszu, powie: „Obojętnie, byle nie wypadł w środę”. Dzień ślubu, który miał być początkiem idylli, stanie się jej przekleństwem. Wychodząc za mąż za Jarosława, Maria ma 20 lat. Urodzi ośmioro dzieci (wychowa sześcioro). Będzie borykać się z problemami finansowymi i lekkomyślnością męża, z jego burdami i pijaństwem, straci dach nad głową, zamieszka w warunkach niewiele lepszych niż chłopskie czworaki, by któregoś dnia powiedzieć: „Dość!”
Nie kocha męża? Nigdy go nie kochała, a za miłość wzięła młodzieńcze marzenia o białym domku? W listach do Elizy Orzeszkowej odnajdziemy takie zdanie: „Gdybym się kochała w aniele przed jego upadkiem, kochałabym go również gdyby już został szatanem”.
Jarosław Konopnicki nie jest ani dobrym gospodarzem, ani dobrym mężem. A Maria nie chce znosić swojego losu z pokorą. Nie chce być męczennicą, bo tak trzeba, bo ślubowała, bo taki jest los kobiety. Pisze do Orzeszkowej gorzki list:
„Czy jestem szczęśliwą? Powiem Ci, długo zdawało mi się, że tak. Zdawało się! Jakże łudzącym jest to małe słówko. Zdaje się nic ci nie brak: wstajesz, gdy ci się podoba, pijesz kawę z mniej więcej dobrą śmietanką, dowiadujesz się, że w oborze przybyło graniate ciele, a w kurniku kurczę czubate, w południe masz na obiedzie proboszcza lub jakiego zamaszystego sąsiada, wieczorem czytasz gazetę, w niedzielę podziwiasz jaskrawe stroje sąsiadek – i jesteś zadowoloną z życia, z ludzi, z siebie nawet, zupełnie jak na przyzwoitą osobę przystoi. (…) Spostrzegasz, że byt twój jest bytem zamkniętego w klatce ptaka. Tęsknisz, pragniesz, płoniesz… Tym gorzej dla ciebie: legumina opadnie, suknie wyjdą z mody, co gorsza, zyskasz sławę dziwaczki w sąsiedztwie. Zginiesz, jeśli cała energią świeżo zbudzonej duszy nie ukochasz jakiejś idei większej o całe niebo od trosk twoich powszednich”.
Po 16 latach małżeństwa opuszcza Jarosława i wraz z dziećmi przenosi się do Warszawy. Jej odwaga nie ma sobie równych. Jej determinacja i upór, również.
Udziela lekcji, pisze to, na co jest zapotrzebowanie Twórczość Konopnickiej, ta najlepiej znana, to w dużej części teksty, z których żyła, pisane na zamówienie. Można o nich dyskutować, można je nazywać kiczowatymi, pretensjonalnymi, grafomańskimi wreszcie. Można. Tylko po co? Jej rola w literaturze dziecięcej jest nie do przecenienia, a i w pozostałej twórczości nie brak i takich tonów, które do dzisiaj brzmią czysto i mocno.
Zarobić na utrzymanie 7 osób nie jest łatwo. Pieniędzy ciągle brakuje. A wydatki rosną. Maria pisze do Orzeszkowej: „Mam do Ciebie prośbę, Elizo droga. Oto – jeśli w zakres wydawnictw Twoich wchodzą tłumaczenia, dostarcz mi pracy takiej, a wdzięczną Ci będę bardzo. Tłumaczyć mogę z francuskiego i niemieckiego języka. Rosyjski też znam nieźle. Wszak wiesz, droga, że w każdym dniu zdarzają się stracone godziny. Otóż ze względu na obowiązki moje zużytkować je pragnę. Tutaj stosunków mam mało, nie umiem też wcisnąć się i rozpychać innych. Jeśli będziesz mogła – wiem, że pomóc mi zechcesz”.
Orzeszkowa, która ma własne wydawnictwo, drukuje też jej wiersze i nowele. Jest dobrym duchem Marii, wspiera przyjaciółkę i pomaga jak może. Dobrym duchem okaże się też warszawski wydawca Franciszek Lewental. Powierzy Konopnickiej (w latach 1881-1882) redakcję „Świtu”, czasopisma kobiecego. To zapewni jej, przynajmniej na jakiś czas, stały dochód i względny spokój o jutro.
Niewiasta mocno kochliwa
To słowa Ludwika Krzywickiego o Konopnickiej, rzucone mimochodem gdzieś w warszawskim, artystycznym światku. Maria nie jest pięknością, ale ma dużo wdzięku i ładny uśmiech.
Prawnuk, nieżyjący już Jan Bielecki, często wspominał przekazywaną kolejnym pokoleniom opowieść o Marii czeszącej włosy. Długie, gęste, o pięknym kasztanowym odcieniu spływały naturalnymi falami na ramiona i plecy. Na portretach zawsze widzimy Marię poważną z włosami upiętymi w kok. Nie pozwala swojej wewnętrznej zalotnicy na żaden ruch, na najmniejszą nawet próbę pokazania się światu. A przecież podoba się mężczyznom. Także tym sporo młodszym od niej. Jeszcze w Bronowie pojawia się, jako guwerner jej synów, Konstanty Krynicki. Ich romans jest pewny, ale nie został rzetelnie przebadany (listy Marii do Konstantego spłonęły podczas wojny).
Krynicki znajduje jej mieszkanie na warszawskiej Starówce, kiedy ostatecznie decyduje się opuścić męża, i przez kilka ładnych lat jest obecny w życiu Marii. Są i inni: Erazm Iwanowski, Jan Gadomski, młodszy od niej o 17 lat, czy młodszy o 22 lata Maksymilian Gumplowicz. W Grazu Konopnicka nawiązuje znajomość z profesorem Ludwikiem Gumplowiczem. Syn profesora, Maksymilian, historyk i filozof zakochuje się w Marii bez pamięci. Chce się żenić, domaga się od ojca by poparł jego starania, a gdy ten odmawia, Maksymilian popełnia samobójstwo przed hotelem, w którym zatrzymała się poetka.
W 1889 roku 47 letnia Maria Konopnicka poznaje o 19 lat młodszą, świetnie zapowiadającą się malarkę, Marię Dulębiankę. Przez ponad 20 lat (do śmierci Konopnickiej) będą nierozłączne. Krzysztof Tomasik, autor książki „Homobiografie”, w rozmowie z Jackiem Gądkiem tak mówi o tej parze: „Realizowały typ związku butch/femme. Dulębianka nosiła surduty, okulary, miała krótkie włosy. Niewątpliwie była mocnym typem lesbijskim. Co więcej, była malarką, co wbrew pozorom uchodziło za zajęcie męskie. Dulębianka była też działaczką feministyczną. Maria była w tym związku femme. Przez całe życie się odmładzała. Bardzo dbała o swój wizerunek. Nawet gdy była już starszą panią, to wysyłała do gazet swój młodzieńczy wizerunek. Stroiła się w pióra, kapelusze, korale, nosiła długie włosy”.
Maria nazywa przyjaciółkę „Piotrkiem” lub „Pietrkiem z powycieranymi łokciami”. Razem mieszkają, razem pracują, razem podróżują, razem też zostaną pochowane. Dulębianka umiera 9 lat po Marii. Krzysztof Tomasik mówi: „Najbliżsi dobrze wiedzieli, co je łączyło, jak głęboka i ważna była relacja między tymi kobietami. Naturalną rzeczą zatem wydawało się, by pochować je razem. Ale później ktoś ocenił, że jest to sytuacja zbyt jednoznaczna, więc zwłoki Dulębianki przeniesiono. Tutaj jak na dłoni widać, w jaki sposób wymazuje się niektóre rozdziały życiorysów, jak przycina się biografie ludzi, aby pasowały do idiotycznego schematu, do którego mało kto pasuje”.
Matka, niekoniecznie Polka
Sporo miejsca w życiu Marii Konopnickiej zajmuje działalność społeczna i dobroczynna. Niestrudzona bojowniczka o prawa kobiet i ich godne życie należy między innymi do Towarzystwa Opieki nad Ubogimi Matkami, szerzy idee spółdzielczości, odwiedza w więzieniach dzieciobójczynie. Patronuje, wraz z Elizą Orzeszkową, Kołu Kobiet Korony i Litwy, pierwszej organizacji trójzaborowej zajmującej się tajnym nauczaniem. Prowadzi też, we Włoszech, gdzie wówczas przebywa, szeroką akcję propagandową na rzecz wrzesińskich dzieci.
Z własnymi dziećmi bywa różnie. W 1889 roku wybucha skandal, po którym Konopnicka rozpoczyna wieloletnią tułaczkę. Najmłodsza córka poetki, Helena, kleptomanka, dopuszcza się szeregu kradzieży i pozoruje samobójstwo. Sprawa trafia do sądu i na pierwsze strony gazet. Helenie grozi więzienie lub dom dla obłąkanych.
Konopnicka nie może udźwignąć wstydu i ucieka. Włochy, Austria, Szwajcaria, Francja, Niemcy. Byle dalej. Uciekać będzie już do śmierci. I choć w podróżach towarzyszy jej przyjaciółka, Konopnicka jest samotna, obca, bezdomna. Nie chce się ukorzenić? Może nie umie? Z dziećmi utrzymuje kontakt, ale, jak dowodzi Tadeusz Czapczyński w książce „Tułacze lata Marii Konopnickiej”, robi to bardziej z obowiązku niż z potrzeby serca.
Z sześciorga dzieci tylko jedna córka, Zofia z Konopnickich Mickiewiczowa, przeżywa wojnę. I to ona właśnie w 1956 roku przekazuje dworek w Żarnowcu, dar narodu dla Marii Konopnickiej, z powrotem narodowi z przeznaczeniem na muzeum.
*
W Żarnowcu Maria Konopnicka spędziła ostatnie siedem lat życia. Od wielu lat chorowała na serce. 15 września 1910 roku wyjechała z Żarnowca do sanatorium w Kisielkach pod Lwowem. Zmarła 8 października. Została pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim.