Cezary Abramowicz
LINK DO STRONY SPOTKANIA POŚWIĘCONEGO C.M.ABRAMOWICZOWI
[fragmenty spotkania]
Cezary Abramowicz – Aneta Kolańczyk (audio): audycja z autorskiego cyklu Anety Kolańczyk pt. „Nasze kulturowe dziedzictwo” emitowanego od III 2003 do I 2005 przez Katolickie Radio Diecezji Kaliskiej „Rodzina”. Czyt. Aneta Kolańczyk i Janusz Wysogląd. link do audycji na stronie asnykowskiej fonoteki
Cezary Abramoiwcz – Aneta Kolańczyk
Mały, drewniany domek z ogródkiem. W ogrodzie róże nazwane imionami kobiet. Domek, który przycupnął skromnie na skraju lasu i swoje gościnne progi przeznaczył dla każdego, kto tam trafi. Nieważne, człowiek, zwierzę, ptak. Wszystko, co żyje, może wejść pod ten dach, bo pod nim mieszka miłość. Gospodarz tej maleńkiej przystani niczym biblijny Noe chętnie zrobi miejsce na swojej arce. Jest przy tym dyskretnie obecny, pełen szacunku dla wyboru, jakiego dokona gość. Niczego mu nie narzuca. Cieszy się jego obecnością, tak długo jak trwa. Stąd pewnie bierze się wzajemne zaufanie, tolerancja, cudowna więź człowieka z przyrodą, która może istnieć tylko wówczas, gdy człowiek nauczy się traktować ją jak partnera. Tę niezwykle trudną sztukę opanował św. Franciszek, biedaczyna z Asyżu, opanował ją również Marian Cezary Abramowicz, biedaczyna z Białej Królikowskiej.
Urodził się 29 października 1934 roku w Białobłotach w powiecie pleszewskim jako syn Franciszka Abramowicza i Stanisławy Abramowicz z domu Skowrońskiej. Bardzo wcześnie stracił rodziców ( w 1937 roku zmarł mu ojciec, rok później matka). Dziecko pozbawione opieki rodzicielskiej musi szybciej dorosnąć, musi nauczyć się samo kierować swoim życiem i wybrać taką drogę, na jaką pozwalają warunki.
Cezary po skończeniu szkoły podstawowej w Dobieszczyźnie koło Pleszewa w 1949 roku wyruszył szukać swojego miejsca w życiu. Najpierw był Konin, praca i nauka w tamtejszym liceum ogólnokształcącym, później Warszawa, gdzie dzięki stypendium PAX mógł kontynuować naukę w liceum św. Augustyna. W 1952 roku wstąpił do Towarzystwa Salezjańskiego. Po odbyciu nowicjatu podjął studia w Instytucie Filozofii i Psychologii w Woźniakowie. Zły stan zdrowia zmusił go do przerwania studiów i rezygnacji z życia zakonnego. Wrócił w rodzinne strony i rozpoczął pracę na stanowisku kierownika biura Nadleśnictwa Biała Królikowska. Tu znalazł swoje miejsce. U kresu życia, zmęczony walka z ciężką chorobą, a mimo to szczęśliwy, pisał:
Spójrzmy na powagę różnych ćwierć i półgłówków, wpatrzonych w koniec własnego nosa i w portfel. Patrząc na nich mamy przemożną ochotę paść na kolana, aby dziękować Bogu za zwierzęta i w ogóle za przyrodę, za ów Przylądek Dobrej Nadziei, na którym – jak ktoś powiedział – sojusz człowieka i zwierzęcia raduje i koi serce, gdyż przypomina i odtwarza raj. Ktoś inny natomiast powiada, że szatan zbudował miasta, człowiek zbudował wieś, ale pusze, łąki i wody stworzył Bóg. Nie wierzycie? To zapytajcie na przykład świętych. Biedaczyny z Asyżu pytać nie musicie. Sam to dawno powiedział czy wręcz wyśpiewał. Posłuchajmy więc dostojnego Doktora Kościoła, św. Bernarda z Clairvaux. Powiada on: „słuchaj człowieka doświadczonego. Więcej nauki znajdziesz w lasach niż w książkach. Drzewa i kamienie nauczą ciebie więcej niż usta nauczyciela”. Z franciszkańską prostotą gdzie indziej wyznaje: „Tego, co wiem o boskiej nauce i Piśmie świętym nauczyłem się w lasach i wśród pól. Nie miałem innych mistrzów jak buki i dęby”. Wystarczy? Chyba tak.
A ja jeszcze raz mogę uśmiechać się pod klepsydrą, mając swoje miejsce pod słońcem. Nie straszna klepsydra, gdy ma się w zasięgu oka i serca tyle cudów tego świata, gdy ma się tylu „braci najmniejszych”, przy których jakże często blakną zarozumiali ludzie.[1]
W Białej Królikowskiej powstała większa część utworów Abramowicza. Wydał tomy wierszy Twarze na piasku, Uroki i zdziwienia, W kantyku ziemi, Confiteor, Dni darowane, powieści Kochanek białej gołębicy, Maria i Magdalena, dramaty Dwa żywioły. W listopadzie 2000 roku ukazały się piękne gawędy o przewrotnym tytule Listy spod klepsydry.
Samotność i cisza, w jakiej żył, nie zamykała go, lecz otwierała na przyrodę i człowieka. Przede wszystkim zaś na Boga. Umiał uszanować ciszę w sobie i w innych. W tym agresywnym, rozkrzyczanym radiem i telewizją świecie był łagodny, liryczny, nienachalny. Przez mgiełkę filozofii w jego utworach przezierała miłość do drugiego człowieka, współczucie dla niedoli ludzkiej i silne umiłowanie przyrody.[2]
Wielka życzliwość do świata zjednywała mu przyjaciół. Począwszy od sąsiadów, gotowych zawsze śpieszyć z pomocą, aż do rozproszonych po całym świecie osób, z którymi prowadził serdeczną korespondencję, jak np. Anna Zalenay, poetka poznana w sanatorium w Sokołowsku koło Wałbrzycha, która odkryła talent literacki Abramowicza, Leszek Żulińskiego czy Jarosław Iwaszkiewicz, także wielki zwolennik jego twórczości. Jednak najbliższymi i najwierniejszymi przyjaciółmi poety byli państwo Konstancja i Jan Majewscy, właściciele znanej apteki „Pod Złotym Lwem” mieszczącej się na poznańskim rynku. Poznali się w Gizałkach, kiedy jeszcze Majewscy prowadzili tu aptekę. Cezary często przychodził po lekarstwa. Później, kiedy przenieśli się do Poznania, często ich odwiedzał. Pani Konstancji zadedykował jeden ze swych najpiękniejszych utworów zatytułowany Wrzos, a którego fragment został umieszczony na płycie nagrobnej poety.
Modlitwa lasów
we wszystkich odcieniach
czerwieni i złota
w psałterzu wrzosowisk i ciszy
Calluna vulgaris czeka.
A ja gdybym mógł na tamtą stronę
kwiat jakiś ze sobą wziąć,
zabrałbym
różowofioletowy, miododajny wrzos,
aby od lasów, pól i złotej jesieni
wraz z sercem swoim i duszą
Tobie, Panie Boże, go dać na przechowanie[3]
Wiersz Wrzos znalazł się w tomiku zatytułowanym W kantyku ziemi. Jest to cykl 33 utworów, w których jakże pięknie łączy się umiłowanie przyrody z gorącą wiarą poety. Z franciszkańską prostotą wielbi i podziwia cudowne dzieło stworzenia.
Od 1978 roku, kiedy stan zdrowia poety znacznie się pogorszył, kilka miesięcy w roku spędzał w Sanatorium Chorób Płuc i Gruźlicy „Staszycówka” w Ludwikowie, malowniczo położonym na terenie Wielkopolskiego Parku Narodowego. To był jego drugi dom. Tu też pod koniec życia pisał:
Uczyłem się życia i uczę nadal niejako w cieniu śmierci zaglądającej mi przez ramię, pod klepsydrą, ostatnimi laty w sanatorium „Staszycówka” w Ludwikowie. To sanatorium jest dla Państwa Ziemią Nieznaną, dla mnie poniekąd drugim domem, do którego wracam bez strachu. (…) Nawet na bardzo szczegółowej mapie nie odnajdziecie Państwa Ludwikowa (…). Wokół malownicze wzgórza pokryte lasami, w których oprócz sosen zachwycają swoją wyniosła urodą świerki, jodły, buki, klony, lipy. (…) Stacja kolejowa Osowa Góra to drewniany, stale zamknięty budyneczek. W dole u stóp stacji połyskuje wodą przez zieloność drzew i zarośli, odzywa się krzykiem ptactwa jezioro Budzyńskie. Za nim leży Góra Staszyca, od której nazwę wzięło sanatorium. Z drugiej strony stacji wznosie się łagodnie, pokryta lasem „patronka” stacji Osowa Góra, do której przyjeżdżają pociągi z węzła Poznań Główny i tu kończą bieg. Każdy pociąg musi mieć dwie lokomotywy. Jedna wprowadza pociąg na stację między dwoma górami, druga stamtąd go wyprowadza. Sielska to stacyjka, tak jakby często nie bywała ostatnią stacją wielu ludzi. Ktoś przyjeżdża, wysiada, rozgląda się, wdrapuje się na sanatoryjną „czarodziejską górę” pełen nadziei i wyjeżdża stąd, ale już inną drogą, by nie wrócić tu nigdy. Wyjeżdża w trumnie.[4]
Poeta odszedł 5 marca 1997 roku. Prawnym spadkobiercą Abramowicza został dr farm. Jan Majewski, który stara się ocalić dorobek literacki i pamięć o nim. Jego staraniem powstała w Gizałkach pracownia M.C. Abramowicza. Dzięki Majewskiemu również stanął na cmentarzu w Królikowie piękny nagrobek poety, z kamiennym szalem zarzuconym lekko na marmurowy krzyż.
Teresa Rudowicz [Aneta Kolańczyk]
[1] M. C. Abramowicz Listy spod klepsydry, Poznań, 2000, s.8-9
[2] J. Majewski Marian Cezary Abramowicz – poeta, prozaik z Białej Królikowskiej. w: Kronika Wielkopolski, nr 4, Poznań, 2000, s.113
[3] M. C. Abramowicz Wrzos, w: W kantyku ziemi, Poznań, 1991, s.69
[4] M. C . Abramowicz, Listy spod .. op. cit. s.13-14
artykuł z książki „Wieczna narzeczona”, Art Studio Oleksiak, 2003