Aleksander Braude

Aleksander Braude – Aneta Kolańczyk

Uwikłany

(…) Ta Maria Dąbrowska też była chora. Jeszcze w młodości zaraziła się tym. Pan wie, wtedy wszędzie pływały te robaczki, czy bakterie. Nazywała się ta choroba – kaliska gorączka. One, proszę pana, te robaczki właśnie, weszły jej do krwi. Później z krwią przenikają do serca i tam rosną. Robią się z nich jakieś fragmenty miasta, jakaś plątanina ludzkich losów, życie pół na pół ze śmiercią. Kiedy tak rosną w sercu to bardzo boli. Więc po trochu wszystko z serca wyrywała i wkładała do tych „ Nocy i dni” (…) Nieważne jak się ta choroba nazywa: febris calisiensis, czy inaczej. Kardiolodzy wiedzą, że podobne schorzenia nie należą do rzadkości, prawie każdy ma w sercu jakiś Kalisz.

Tak pisał Aleksander Braude  we wspomnieniowej książce Nigdy dość się nie umiera. Nie on pierwszy i z pewnością nie ostatni wraca pamięcią do miejsca, w którym upłynęło mu dzieciństwo i młodość. Nie pierwszy raz również jawi się Kalisz jako miasto magiczne, miasto serdeczne, jedyne i niepowtarzalne. Swoisty genius loci towarzyszy nam na kartach książek, wszystkich pisarzy, którzy z grodem nad Prosną związali swoje sielskie lata. Stara prawda, że kraj lat dziecinnych zawsze pozostaje święty i czysty, potwierdza się również w tym przypadku.

Aleksander Braude urodził się 2 czerwca 1915 roku w Mińsku jako syn Bernarda i Marii z domu Bok. Jego miastem rodzinnym był Kalisz. Tragiczne wydarzenia 1914 roku zmusiły państwa Braude do ucieczki. Zatrzymali się w Mińsku, a następnie w Moskwie. W Srebrnym Borze pod Moskwą w 1917 roku umarł ojciec Aleksandra.

Do Kalisza wrócił z matką i z młodszą siostrą Julią w 1920 r. W 1925 r. rozpoczął naukę w Państwowym Gimnazjum Humanistycznym im. A. Asnyka.

Prężnie działająca w tamtym okresie prasa uczniowska była początkiem twórczej drogi wielu młodych ludzi. Tak zaczynał między innymi Stefan Otwinowski i Włodzimierz Pietrzak. Aleksander Braude także chętnie publikował swoje wiersze na łamach czasopisma Sztubak. Choć nie pozbawione wpływów Staffa, Wierzyńskiego, Leśmiana wyróżniają się na tle pozostałych utworów i zdradzają wyraźny talent poetycki autora. Oto fragment wiersza Lunatyk pochodzący z 1934 roku. Został on zamieszczony w numerze drugim Czynu i słowa.

Gdy zasypiam bezmyślnie w chorem odrętwieniu,

Popioły myśli zgasłych przesypując ręką,

W oknie Mojem jak niemy wyrok przeznaczenia

Zasypia nieruchomy, cichy księżyc lęku.

 

I odwieczna, dręcząca jak zmora zagadka

Wzywa mnie bladem światłem i zmusza do drogi.

Wstaję z sercem bijącym, podążam ukradkiem

Do znaczonego światłem miesięcznego progu.

To nie są pierwsze, nieśmiałe próby, ale wyrobione pióro młodego poety. Dla porównania przytoczę wiersz Stefana Otwinowskiego wraz z fragmentem wspomnień Braudego o pisarzu.

Pamiętam go jako szczupłego, kruczowłosego chłopca z charakterystycznym ptasim profilem, idącego z batutą na czele orkiestry szkolnej. W „ Sztubaku” pisał wiersze erotyczne, a miał już chyba wtedy pełnych siedemnaście lat. Jeden z tych wierszy poświęcony był damskim nóżkom. Inny jego wiersz przytaczam z pamięci, ku uwadze historyków literatury. Brzmiał on mniej więcej tak:

 

Żółty pokoik, żółte było światło,

Było nam dobrze, śnić nam było łatwo.

Za firankę smutek się schował,

Jam twe usta całował,

Dobrze było nam.

Gdzie odeszłaś potem? Ja zostałem sam.

Przędzę swych marzeń haftowałem złotem.

Sam, czy na wieki sam?

Gimnazjum im. A. Asnyka ukończył Braude w 1932 r. Po maturze rozpoczął studia na wydziale lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego, a następnie na Uniwersytecie Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Dyplom lekarski otrzymał 10 lutego 1939 roku. Staż, który odbywał w kaliskim szpitalu im. Księcia Przemysława przerwał mu wybuch wojny.

Ewakuowany wraz z personelem szpitala dotarł do Łodzi, stamtąd uciekając przed ofensywą niemiecką wyruszył pieszo do Warszawy. W Czersku zatrzymali go Niemcy i przewieźli do szpitala dla jeńców polskich w Grójcu, a następnie do Radomia, gdzie pracował w szpitalu zakaźnym.

W listopadzie 1939 r. przekroczył linię demarkacyjną do ZSRR i dotarł do Równego. Tam spotkał się z przebywającymi u rodziny matką i siostrą. Krótko pracował w szpitalu w Równem, skąd został przeniesiony na etat lekarski do Korca. W styczniu 1940 r. trafił do Kraju Krasnodarskiego. W sierpniu 1942 r. Kraj Krasnodarski zajęli Niemcy. Maria i Julia Braude zostały bestialsko zamordowane, Aleksandrowi udało się uciec. Przyłączył się do oddziału Armii Czerwonej, który znalazłszy się na tyłach wroga stracił kontakt z dowództwem frontu i samowolnie rozpoczął działania partyzanckie. W walkach tych został ranny. Ponieważ nie było możliwości ewakuacji do szpitala, pozostał w oddziale do czasu wyjść z okrążenia. Trafił do przejściowego obozu radzieckiego kontrwywiadu wojskowego. Stąd skierowano go najpierw do zapasowego pułku oficerów w Tbilisi, później za Ural do Andrejewki nad Buzułukiem. W maju 1943 roku został wcielony do formującej się w Sielcach nad Oką Pierwszej Dywizji Piechoty Ludowego Wojska Polskiego im. Tadeusza Kościuszki. Przebył szlak bojowy od Lenino do Berlina, pracował jako lekarz w pierwszym samodzielnym batalionie medyczno – sanitarnym. W 1949 r. osiadł we Wrocławiu, nadal wykonując zawód lekarza.

Odznaczony został między innymi Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

W korespondencji Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. A. Asnyka skrzętnie przechowywanej przez prezesa Adama Borowiaka odnajdujemy wiele listów od Aleksandra Braudego. Jeden z nich opatrzony datą 1 września 1993 r. pozwolę sobie przytoczyć:

Wspomnienia lat szkolnych to największy skarb ze wszystkiego, co mi pozostało. Nie wiem o nikim z mojego rocznika maturalnego 1932, kto byłby jeszcze wśród żyjących. Tragiczne były losy tego pokolenia. Przesyłam wam w załączeniu młodzieńczy wierszyk, który był wydrukowany w Sztubaku i który recytowałem na Studniówce i teraz ( może niezbyt wiernie) odtworzyłem z pamięci. Nie przeczuwałem wtedy jak twarde okaże się to „ twarde życia dyktando”

Przez lat osiem chodziliśmy do budy,

przez lat osiem albo i więcej,

razem szkolne znosiliśmy trudy,

razem wiek nasz przeżyliśmy cielęcy

Nieraz w straszną klasówki godzinę

Przerażonych ratowała nas z toni

Ściąga wzięta z przyjacielskiej dłoni,

Zawsze zgodni, choć niezgodnie z regulaminem.

A gdy zacznie się życie prawdziwe,

pójdziem razem naszą szkolną bandą

razem pisać twarde życia dyktando

połączymy nasze dłonie życzliwe.

Grunt to serca gorące – nie słowa!

Niech nam żyje solidarność klasowa!

 

W 1990 r. nakładem Krajowej Agencji Wydawniczej została wydana wspomnieniowa książka Aleksandra Braude Nigdy dość się nie umiera. Nie jest to zwykła autobiografia, szczególnie w końcowej części, kiedy żegnający się z życiem autor balansuje na cieniutkiej linie zawieszonej między jawą a snem. Wracają wspomnienia, mieszają się ze sobą, tworząc wielobarwną mozaikę. U kresu życia wraca pamięcią do starego grodu otoczonego ramionami Prosny by pokłonić się stojącej w kaliskim parku dziewczęcej figurce Flory

Przychodzę tu pijany i na Kalisz chory.

Za mną samotność, starość, groza i śmierć kroczy.

Więc chcę po raz ostatni spojrzeć w twoje oczy

I jeszcze palcem dotknąć stopy mojej Flory.

Aleksander Braude zmarł 5 lipca 1998 r. we Wrocławiu.

Teresa Rudowicz

Artykuł ukazał się na łamach czasopisma Kalisia Nowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>