Anna Łozowska-Patynowska o „Błędnych ogniach”

Przekroczyć tekst?

„Błędne Ognie” Teresy Rudowicz to poezja wędrówki intertekstualnej. Poetka dzieli tom poetycki na trzy wyraźne części: „Wędruję”, „Wracam” i „Odchodzę”. W takim układzie zarysowuje się przygoda podróżującej przez świat tekstu bohaterki lirycznej. Pod pokrywą popularnego motywu literackiego ukryte jest jednak coś więcej. Nie jest to bowiem wyłącznie prowadzenie gry z najbardziej znanymi dziełami literatury, ale sposób poetki na „zatopienie się” w kulturze. Podjęta przez nią wędrówka jest inicjacyjną podrożą przez przywoływane utwory literackie. I tak chociażby w wierszu „Drohobycz” podąża poetka śladami Brunona Schulza. Sposób odkrywania przez nią świata opiera się na technice metempsychozy. Rudowicz powraca przez pamięć tekstu do istoty tego dzieła. Jej wędrówka okazuje się nie tyle przemierzaniem, szybkim odwiedzaniem i porzucaniem tych światów, ile subtelnym wkraczaniem w nie i „obłaskawianiem” do tego stopnia, by stały się nowymi światami gotowymi do ponownego, „fikcyjnego” zamieszkania. Rudowicz tworzy coś w rodzaju sanktuarium literatury. Ale mapa świata, którą przecież bardzo dobrze znamy z geografii, według Rudowicz, da się poznać inaczej, za pomocą intuicji, czyli stopniowego „obmacywania” poszczególnych miejsc tekstu, poddawania lekturze fragmentu pochodzącego z ogromnej biblioteki literatury oraz dokładniejszego odczytania ukrytych w nim emocji, przeżywania go poprzez podjęcie decyzji powtórnej lektury. W tak skrojonym świecie autorka tekstu „otwiera Biblię na dowolnej stronie”, by odnaleźć prawdziwe znaczenie słowa. Dla niej „słowo zawsze jest żywe”, bowiem nie ma fraz nic nieznaczących czy martwych. Rudowicz jest kreatorką nowej filozofii słowa. Jej koncepcja opiera się na łączeniu różnych przestrzeni tekstów, budowaniu na ich styku nowych obrazów, a w konsekwencji na wyprowadzaniu kolejnych przestrzeni mentalnych, w których stare słowa zyskują nowe znaczenia, ponieważ stają się wypadkową swoich pierwotnych znaczeń.

O „Wilnie” czytamy „to miasto-palimpsest”, Mam jednak wrażenie, że palimpsestowy charakter, według Rudowicz, ma nie tylko to miasto doświadczone przez historię, ale cały świat w tomiku „Błędne Ognie”. Rudowicz, niczym konserwatorka obrazów, zeskrobuje kolejne warstwy farby z płótna, odkrywając przed czytelnikiem, ukryty pod kolejną powłoką wymiar znaczenia. Według niej znaczenie odsyła do znaczenia w nieskończoność. W tym aspekcie artystka zbliża się do myślenia samego Jacquesa Derridy. Bo nawet w konkretnej wędrówce intertekstualnej, gdzie mamy okazję spotkać się z danym tekstem literackim, zastosowane frazy odsyłają poza siebie, do czegoś ukrytego, czegoś, co tkwi głębiej pod pokrywą cytatu.

Zatem Rudowicz nie chodzi wcale o powracanie do przeszłości ani o jej przywracanie („nieważne jest miasto, dzisiaj oddalmy przeszłość”). Nie chce ona także wiązać uczuć z konkretnym miejscem. To wszystko bowiem bez istnienia człowieka jest dla niej przestrzenią martwą. Dlatego stworzona przez nią bohaterka odwiedza różnorodne miejsca nie po to, by nam przypomnieć o ich istnieniu, ale dlatego, by zarejestrować w nich emblematycznie zaszyfrowaną historię pojedynczego człowieka, który przeżywa świat i drugiego człowieka („stań się moją tedozją, bo nic tu nie jest ważne”). Strategia poszukiwania sensu świata w tekście literackim, którą skrzętnie realizuje Rudowicz, jest uniwersalną miarą dla każdej istoty ludzkiej. Poszukiwanie wiąże się z odkrywaniem. Czy jednak udaje się to podmiotowi lirycznemu? Błędne ognie zwodzą człowieka, kuszą, unicestwiają myśl o celu, w tym wypadku o poszukiwaniu jako celu samym w sobie. To figurę błądzenia czyni artystka niezbędnym uzupełnieniem swojego tekstu (stąd odwołania do najbardziej znanego poety barokowego wykorzystującego ten motyw, Mikołaja Sępa Szarzyńskiego). O swoim własnym miejscu mówimy wtedy, gdy miejsce dotąd nieznane utożsamiamy ze sobą samym, napełniamy je sobą, nadając mu tym samym znaczenie. Puste miejsca zapełniane są przez tekst, który jest przecież osobą, mną. Bo każdy człowiek staje się tekstem, gdy ten o nim opowiada, gdy snuta jest opowieść.

Poza tym poetka posiada rzadką umiejętność docierania do istoty sacrum. Czyni to przez tekst, który okazuje się ekwiwalentem ludzkiej duchowości („Pustelnia Optyńska”). Ponadto Rudowicz bardzo często odnosi się do lektury Dostojewskiego. I to wcale nie przypadkiem. Po pierwsze, Dostojewskiemu udaje się ukazać granice ludzkiego doświadczenia, percepcji i odczuwania. Rudowicz szybko przekonuje się, że Fiodor mówi o braku takich granic, o niepojętym wymiarze ludzkich emocji, o niezmierzonej głębokości cierpienia, o szerokim horyzoncie (paradoksalnie bardzo szczupłym) ludzkiej wytrzymałości. Poetka jest pewna, że istnieją stany duszy, które są w istocie niewyrażalne, ale i nieprzekraczalne, odporne na zewnętrzną ingerencję, choć ich granice stopniowo upłynniają się. Autorka tekstu nie ustawia przy barierach emocji żadnego strażnika, ale sama je chroni, delikatnie ukrywając je w dłoniach („trzymam cię za rękę, ale nie czuję lęku”) bądź skrywając najkruchsze oblicze emocji, własną twarz, w rękach bowiem „tutaj pocałunki zostawiają ślady”.

Oprócz odwołań do znanych utworów literackich, Rudowicz odnosi się do dzieł malarskich. Jej poetyckie ekfrazy poszerzają wcześniejsze rozważania nad literaturą o następny wymiar znaczeniowy. O ile pierwsza cześć zbioru, „Wędruję”, prowokowała dyskusję nad kondycją istoty ludzkiej poruszającej się po artefaktach kultury, o tyle cześć druga „Wracam” odsłania model człowieka, który wyniósł z przebytej drogi nauki moralne. W „Ptakach radości i smutku” Rudowicz pisze: „ptak mieszka we mnie”. Poszerzając rozważania z poprzedniej części, należy zauważyć, że Rudowicz podejmuje wędrówkę do miejsc, które w swoim istnieniu, paradoksalnie, nie istnieją, to znaczy mimo realnych nazw, egzystują w całkiem innej formie i poddane zostają całkiem innym prawom, zasadom znanym dobrze literaturze. Rudowicz tworzy własną topografię świata przez pryzmat miejsc, do których dociera. Centralne miejsce zajmuje zatem nie jakikolwiek utwór dookreślający miejsce pobytu istoty ludzkiej, lecz każdy tekst, który opowiada o miejscu człowieka, o jego istnieniu w sobie samym. Konfrontując to z jej wcześniejszymi rozważaniami o Dostojewskim, powinniśmy stwierdzić, że bohaterka tomu stała się najlepszą uczennicą tego prozaika. Uświadomiła sobie bowiem, że sama dla siebie jest granicą.

I w końcu trzecia część zbioru posiada tytuł „Odchodzę”. W niej czytamy: „jeśli jesteś poetką, znajdę cię we własnej mowie, w miejscach,/ w których nigdy nie byłaś”. Rudowicz mówi o świecie, który zaprojektowany został w niej samej, o jego rozległym terytorium przez nikogo nie odwiedzanym, choć z nazwy dobrze znanym. Pokazuje ona także istotę prawdziwej poezji, która ma być nie tyle formułą nie do odszyfrowania, ale umiejętnie skomponowanym wzorem człowieka, który da się czytać, choć przecież można to czynić w nieskończoność. Rudowicz nie ma jednak nic przeciwko, bo przecież świat i człowiek istnieją w wiecznym trwaniu, są swoistym perpetuum mobile, przedziwnymi machinami nieskończoności. Tak też, paradoksalnie, każe nam poetka postrzegać poezję, jako jednocześnie twór autoteliczny i zwrócony w kierunku niewyczerpanych emocji.

Anna Łozowska-Patynowska

Elewator, nr 9 (3/2014) lipiec/wrzesień

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>